biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

czwartek, 8 listopada 2012

Manowcowy śrut



Każda czynność poranna urasta do rangi problemu, że miski, że koty, że kawa. A jeszcze przecież zimno, bose stopy błyskają spod pasków w klapkach.
Skąd to niezadowolenie? A, w sumie każdy powód jest dobry, to, że szyby w oknach brudne, że na podłodze kafelki zmieszane z sierścią Doroślaka. Opatulona w szlafrok wychodzi z psem na podwórko. Doroślak idzie za stodołę, a ona czerwonymi i sztywnymi z zimna dłońmi łapie za siekierę, by rozłupać kilka klocków na drobniejsze szczapki. Potem siada w kuchni na stołeczku z kubkiem kawy przed kominkiem i obserwuje, jak mały płomyk pełga po tekturowym pudełku po jajkach. Dym kręci się po szybie, płomyk nieśmiało dotyka drobnych drewienek, jest zbyt mały, przygasa. Tylko spokojnie. Jeszcze jedna próba, inne ułożenie, cicho mamrotana piosenka pal się pal się jasno, żeby nie zagasło, powtarzana jak mantra, cud się staje i słychać pierwsze trzaski.
Kawa jest czarna i gorzka. Łyk rozlewa się po nerwach, budzi je do życia, podłączona do prądu słyszy wrzeszczące koty. Wstaje, idzie do lodówki, wyciąga puszkę. Kocur siada w niemym zachwycie, natomiast Kotka jest już w puszce, głos jej się zmienia z cieńkiego w gardłowy, już mlaszcze, napycha brzuch kocimi marzeniami. Chwilę to trwa, lecz ta chwila ją mierzi. Gdy miska jest pełna znika umiar i gracja. Łapczywość przypisywana żarłocznej świni, dotyczy tych stworzeń o wiele bardziej, kocie obżartuchy. Kotka zasysa miękkie kawałki jak taśmociąg, Kocur czeka i za chwilę odgania kotkę pacnięciem w głowę. Rozpycha się. Zajmuje swoją głową całe wnętrze miski. Innym razem wkręcony głód pcha Kotkę desperacko do walki
o przetrwanie. Aż do końca galaretowatej brei, którą można kupić dla milusińskich w każdym supermarkecie. Kiedyś, były to po prostu sklepy, teraz są super i nadmuchana nazwa przykrywa eleganckim płaszczem beznadziejnie złe produkty. Zawsze pewna jakość, przeczytała kiedyś na wystawie i ją to rozśmieszyło. Racja, pewna, jak pewien pan, pewna pani, jakaś. Jakaś tam jakość.

Koniec przedstawienia. Doroślak wzdycha i zapada w drzemkę.

Chłód został wygoniony z kuchni – która jest jednocześnie pracownią. Serce Malwiny obudzone kofeiną pracuje jak dieselowski silnik. Mechanizm uruchomiony, teraz nabiera pełnego rozpędu. Wypełnia ją chęć walki z chaosem, chaos bowiem obejmuje cały dom i życie Malwiny. To, że się tu znalazła jest wynikiem dawnego marzenia, które głośno wypowiedziane nabrało mocy sprawczej. Chcę mieszkać w górach. No to mieszka, z wszystkimi tego konsekwencjami.
Z urokami na pewno, wolnością, którą dają przyroda i brak tłumów ludzi, ale też z mokrymi butami, zamarzaniem jedzenia dla Doroślaka i wody w rurach, odśnieżaniem, odkopywaniem samochodu, sakramencką ciemnością. Denerwujące jest też dla niej, ile energii musi zużyć, jak wcześnie wstawać rano w tych wichrowych wzgórzach, gdy Ogry śpią w najlepsze, spowite mgiełką alkoholowego zamroczenia i stertą przepoconych okryć. Tak sobie myśli, że pewnie leżą w zaduchu, gdy ona biegnie rano w piżamie na dwór, bo w piecu jeszcze się tli, lub już nie. Nieświadomie życie codzienne uczy ją pokory, przez wysiłek paruje w zimnym powietrzu, transpiruje nadmiar złych emocji.

Zamknięta w puszce i nagazowana szuka ujścia własnych myśli, nagromadzonego ja, marzy o podzieleniu się sobą, wysłaniu listu z potwierdzeniem odbioru. Po co ludziom ta potrzeba dana – tego nie wie, może to instynkt stadny, który ma po przodkach. Zastanawia się czasem, czy dzikie konie w stadzie czują, że mają tysiąc nóg, serc, myśli? Czy ta myśl może być jedna we wspólnej czynności i wiadoma wszystkim pozostałym? Ludzie są skazani na samotność na własne życzenie, każdy obarczony mózgiem, który produkuje nieprzekazywalność. Ciągle sobie zadaje pytanie, czy ta produkcja myśli, to fakt istnienia pewnego obwodu ogólnoświatowego. Czy przepływają przez różne głowy, czy są wytwarzane oddzielnie przez każdego – jeśli tak - cóż za marnotrwstwo. Co zatem z powstaniem słowa jednomyślnie?
Tęskni czasem za kontaktem z Ptaśką i Łańcuchem, za Koniem i Czarną Porzeczką. Ich niebywała chłonność jej wylewności jest miła. Czasem się zastanawia, czy ich nie męczy, wychodzi jednak z założenia, że co z tego, że może trochę nie zna umiaru w piciu alkoholu i mówi za głośno – ale taką ją biorą, jaka jest. Wyjeżdża z Manowców z takim nagromadzeniem przeżyć, że musi gdzieś otworzyć śluzę i wszystko, co woda naniosła, piasek i muł, ostry żwir, pomiędzy drobinki złota, płyną nagła falą, by uspokoić poziomy. Później znowu jest, jak było. Wraca i przez długi czas mówi drobne uwagi do Doroślaka. Wiadomo, ze nie musi, bo pies jest na tyle mądry, że wie więcej nawet od niej samej, nie przeszkodzi jednak zmącić ciszę.

A cisza króluje w Manowcach. Jest jak powietrze, którego nie brak, zdrowe, przesycone zapachem lasu. Cisza tak samo, koi zmysły, usypia. Chyba ta dziewiczość ciszy ją tu trzyma – razem z wszystkim innym co lubi, jest jej odtrutką na kofeinę.

8 komentarzy:

  1. LEPIEJ BY BRZMIALA I PACHNIALA ZAPEWNE STERTA PRZEPOCONYCH ONUC NIZ OKRYC, CHOCIAZ MYSLE, ZE W ICH PRZYPADKU ONUCE I OKRYCIA MAJA PODOBNA WON, Rysiek znowu wlaczyl capslock, nie chce mi sie juz tego kasowac, reszta tekstu bez zarzutu. Takie wpisy lubie najbardziej, Twoje, Manowcowe, wole od opisow wyjazdow czy innych wydarzen spoza. Jak Prawiek, Manowce to centrum wszechswiata, nie moge pozbyc sie mysli o bezczelnym zwaleniu ci sie i postawieniu zasiekow, zeby tylko nigdzie sie juz nie ruszac, grzebac sie w swietej ziemiczce, hodowac to i owo, tresowac Ogry i chlapnac z nimi jabola - tylko o mandat byloby trudniej niz w Dz-owie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwal się Koniu, jakkolwiek by to zabrzmiało.
      Uściskowywuję.

      Usuń
  2. Wieczność czeka, Łańcuch nie ucieka.

    Myśli są współprodukowane i współodczuwane. Wychodzą poza głowy i są łapane.Bądź pozdrowiona, indiańska Siostro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, krążą. Bo nie raz przywiało mi jakieś Twoje i na odwrót.

      Usuń
  3. Aaaaa! Coraz bardziej mi się podoba to co wypływa pod ciśnieniem tej ciszy i tej sakramenckiej ciemności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku Cię trochę nie rozpoznałam, no wiem, że Ty, ale jakby ciut inna.
    Z tych wymieszanych myśli i czuć, to pewnie już niejedno miasto na ziemi powstało. A w ciszy i sakramenckiej ciemności Manowców trzeszczy cichutko krystalizacja myślokształtów.
    Uwielbiam mieć szczapki połupane wieczorem, żeby rano były w koszyku przy piecu, ale rzadko tak ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy jest zmienny, napisane pół roku temu słowa nie pasują do mnie dzisiejszej. Za pół roku znowu rubasznie wytnę hołubca, może z innej galaktyki.
    Z tymi szczapkami - oswajam syna z siekierą.

    OdpowiedzUsuń