biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

piątek, 21 lutego 2014

Łuczinka z Łunszu

Jestem ciut opóźniona. Czas wypędza mnie na każdym zakręcie i nagle się okazuje, że zimy wcale nie było. I teraz nie wiadomo, czy wierzyć w cuda, że Bóg wreszcie wysłuchał mych próśb i zimę zlikwidował? Czy raczej zdać sobie sprawę, że tak zakręcone jest życie, tak pełne lotów i migawek, że zima była, ale jej nie zauważyłam. Nie oodczułam ani razu zimna, nikt nie wywróżył mi zamarzania wszystkiego poprzez wyrwane z poniemieckiej fabryki okna...
Pożegnana przy powitaniu, podczas gdy ja nie zrobiłam jeszcze wszystkim prezentów pod choinkę, ani nie odpchliłam Bojsy. Nie mogę powiedzieć, że nie byłam, bo byłam nieomal wszędzie, ale mnie nie było. Koczownik we mnie nie zaznał spokoju w siedzeniu plackiem na macie. Ani razu. No i takie są efekty, że chata zawiera w sobie mnóstwo rzeczy zebranych na kupkę, które to można podzielić na okresy, o ile nie ery. Przykryte elegancką patyną.
Trzydniowy wyjazd na południe zaobfitował mnogością miłych zdarzeń. Znowu otaczają mnie kobiety, które mają na mnie skupioną uwagę i emitują ciepło, pomagają mi też w ogarnianiu pewnego nastolatka. Nastolatka prawie nie ma, drogi nam się rozjeżdżają, ale na tzw. bezpieczną odległość. Daj mu żyć, mówię sobie, ale listek w sercu się telepocze, czy czasem nie odchodzę ja. Może i tak i tak. Przyzwyczaj się, że rzeczy są nietrwałe i nie ma niczego, co by trwało wiecznie. A może właśnie jest. Nie wiadomo. Bieganie dookoła komina może być przejawem strachu przed końcem, lecz z drugiej strony można je uznać za ciągły ruch energii, która ma płynąć. W takim razie, Bojsa, niech Cię pchły gryzą, bańkę szklaną pomaluję za rok, lub na wielkanoc - też będzie ładnie, a tymczasem skoczę w górę i znowu pyknę jak bańka.