biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

poniedziałek, 30 lipca 2012

Kawa poranna


Zrudziało. Pranie na sznurkach nie trzaska, grzyby powoli opanowują przestrzeń. Nadciąga władca kosza i kozika, królowa pięknych butów i porannego malibu.
Prawda jest taka, że każdy ją sobie wymyśla. Ja z Władką wymyślamy ją sobie w zbliżony sposób.

Druga kwestia to powrót do rzeczywistości, który jest nie tyle smutny, co melancholijny. Patrzę ospale w kalendarz i nie wiedzieć czemu czerwona piętnastka stroboskopowo śmieje się do mnie. Gdyby w ten czwartek i ten piątek zapaść na urlop?
Siostra bieszczadzka znalazła wszak bezpośrednie połączenie do Cisnej.

Kolejne sny ocierają się miękko o regałowisko w Bielawie. Ale przeglądając program festiwalowy nic mnie jakoś nie porywa. To reggae które ma przyjechać zza granicy ma w sobie za dużo złotych łańcuchów na szyi i "jołów" - przy których mogę skakać z Izą w Wolimierzu o trzeciej w nocy, ale żeby specjalnie tego szukać? Jamajka się skaszaniła. Poza tym będzie padać i będzie zimno i błotniście.
Co innego w Bolesławcu na Bluesie nad Bobrem. Przecierałam tam ścieżki w tzw. młodości:) Koncerty odbywały się w amfiteatrze, pływaliśmy zgrają długowłosą w rzece i jedliśmy chleb z majonezem. Urocze chwile, może dałoby się odgrzać ten bigosik.
A jeszcze ta pani ma tam być, no.



Dalszy ciąg relacji obejmuje książkę od Mamy - o mormonach. Jestem już przy ósmej żonie i pięćdziesięciu ośmiu dzieciach. Zostało mi jeszcze ze sto stron.

niedziela, 29 lipca 2012

Festiwalowo







Nie sądziłam, że może być aż tak. Może za bardzo zaszyłam się w lesie własnych pomysłów, mchów i dociekań, może może. W każdym razie otworzyłam furteczkę i zaczęłam wynosić plecak, zapas płyt, śpiwór, czarne frugo, krzesełko rozkładane, ciepły chleb, karimatkę, kaloszki, lampkę czołówkę, aparaty i chęci, graty graty graty, bo przecież, jak ojce uczyli, co się weźmie ze sobą, to i prosić nie trzeba. Połowa tych rzeczy pojeździła sobie spokojnie po bezdrożach. Do spania potrzebna była jedynie łąka z kołdrą z gwiazd.
Czad festiwalowy, jak oddech nisko przelatującego smoka! Podskórna rzeka ciepła, przekazywana z rąk do rąk. Tak mi było dobrze spotykać ludzi i czuć się kropelką tej fali. Płynąć sobie przez ocean ludzkiej życzliwości, wpaść po szyję w głębię niebieskich oczu i ucieszyć się jak dziecko z podarowanego anioła, który głowę stracił podczas przeprowadzki. Nie on jeden przecież.
Muzycznie zostałam podbita przez Miąższ. Tyle ognia w nich było i skrystalizowanej ironii! Przywitałam z nimi świt na peronie wolimierskiej stacji, w czasie, gdy zawiadowca nareszcie poszedł spać. Nie on jeden zresztą.

środa, 25 lipca 2012

Sto lat zieloności


Markeza znasz? A spotkałem go chyba kiedyś, musiałbym po twarzy.
Zieloność mija jak młodość, kombajny prują noc światłami i buczą, oszalałe traktory pędzą na złamanie kończyn. A ja w tym wszystkim podziwiam - i śpię. Czas mnie omija, zegar stanął, tylko melancholia mi towarzyszy i stado ocieraczy przymiskowych.
Łażę jak mucha ospała, wpadam do szklanki i pływam, z kąta wycieram codziennie tą samą pajęczynę. Życie ktoś wyssał ze mnie przez rurkę, a zaczął od mózgu.
Dobranoc.

piątek, 20 lipca 2012

Szary zeppelin cd.

W sumie zadowolona jestem z faktu, że ktoś za mnie wszystko organizuje. Niby nic takiego, a decyzje podejmują się same. Zbędne staje się dopracowywanie szczegółów, czy żmudne snucie planów. Gdyby nie fakt, że wszystko jest załatwione i z przypadkowych rozmów dowiaduję się, co się będzie u mnie działo, mogłabym wpaść na jakiś odjechany i niebezpieczny w swej istocie pomysł.
Na przykład:
Mogłabym pojechać na Mistrzostwa Polski w Drezynowaniu - czyli Push - Pull party 2012 w Jugowicach.
Mogłabym się też wybrać na przykład 21-22.07.2012 na Mistrzostwa Mazowsza w Wypasaniu Owiec 2012.
Nieco później są mistrzostwa Świata w Piciu Wody Mineralnej w Polanicy Zdroju.
Różne są ciekawe rzeczy, między innymi można się z kimś umówić, kogo się dawno nie widziało, ale widocznie nie ma takiej potrzeby, skoro trzeba w domu zostać, bo plan osobisty jest niekompatybilny.

środa, 18 lipca 2012

Radosław


Od radosnego zakończenia radosnej szafki łazienkowej.


Koty uradziły, że obleci.


Bajka o władczej królowej i kniaziu Kaziu

- Królowo moja, gdzież jest twa strzelba -
krzyknął galopem kniaź Kaź jedyny
- Lepiej do wora jak Czarnohora
ziu ją, z wetliny w doliny.

(Ref.)
Dla dobra rodziny, na piąte rodziny
gadziny, gadziny, gadziny


- Już nam nie ucieknie, potknęła się przecie,
skurcz fest ją za łydkę przydusił.
I błysk się pokusił i wpadł jej w oko
władczej królowej niestety.

(Ref.)
dziniać

Lecz nagle szary ciepły zeppelin
porwał ją led daleko,
a oni w dole, jak w gnieździe ptaki
(dzioby do góry) – krzyczeli:

- My lepiej wiemy, wielepiejemy,
bo ty to zawsze ty nigdy
Jak gdy No zobacz WEŹ my jedziemy
a ty z tych wideł jak proboszcz.


(Ref.)
dziniać

Z tej jazdy morał zna Czarnohora.

wtorek, 17 lipca 2012

Nie gadaj.

Palce obklejone mam czarnym klejem, pasują do czarnej klawiatury, ale! każdy kawałek leży na swoim miejscu, skazany na bezruch. Wieloryby złapane w locie.
Dom zarasta sierścią, w oknie łazienki zamieszkał wielki czarny pająk. Pomniejsze wiją gniazda gdzie się da. Dywan zaadaptowany na czyjeś rozległe mieszkanie.
Otwierasz usta i wypływa z nich stek nie do końca dosmażonych zdań. Lepiej, zaprawdę, posłuchać. Wczorajsza muzyka na progu, kręcącej się cicho szlifierki, iskier kociego ogona, czy pękania pąków pelargonii jest mi bliższa. Usta zamknięte.
Natomiast życie pól omdlewająco leniwe. Motki słomiane XXL zjeżdżają z brzucha wieloryba niekontrolowanie i w pokrzywy. Głupiutka Bojsa szczeka na nie, tak jak i na siatkę na ogrodzenie, którą wyjęłam z bagażnika. Dopiero po moim obłaskawieniu motka tyłkiem, położeniu siatkowego potwora - daje spokój.
Za mało mi. Za mało, choć dostałam tak dużo. Miałam Siostrę na wyciągnięcie dłoni, drugą dostałam w prezencie - niesłychane! Te same cyfry w roku urodzenia, a dopiero tego lata dane nam było wymienić się cichym porozumieniem. Teraz nie odpuszczę. Uwikłana w siatkę Siostra Bieszczadzka; jak spokojne zwierzątko w klatce, które cieszy wpadający przez pręty wiatr, lub promień słońca. Tak to widzę, moja siatka leży sponiewierana na strychu, mam mocne zęby. Ona - jak Ghandi. Znosi.
Nie dane nam było razem pośpiewać, z powodu ciśnienia. Najgorsze, co można komuś zrobić, to wywierać nań wpływ wbrew. Mam za złe. Mam żal. A byłoby o czym śpiewać, bo Siostra dostała wielką pachnącą marchewkę od życia.

niedziela, 15 lipca 2012

Ukraina

Na razie nie jestem w stanie za dużo opowiadać, co było, bo cały czas we mnie - jest czasem przeszłym. Przed oczami przesuwają się barwne obrazy, gwar rozmów zupełnie nie dotyczy teraz. Jest bardzo ciepło i jasno. I wolniej czas płynie.Leniwie jak "Dniester".