biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

niedziela, 26 maja 2013

W poszukiwaniu okna i czasu


Wymarzona pracownia domaga się podjęcia działań, podczas gdy działania z nią nie związane wysypują się jak gruz z taczki. Szynę nad okno przywieźli mi spoceni panowie i z racji mokrych podkoszulków dostali po zimnym piwie, a skoro jest już szyna, wizja okna pod nią stała się potrzebą pulsującą w okolicy mostka. Skoro tak, to tak. Wyłuskane z przestrzeni nadrzecznej okna, zresztą z każdej przestrzeni mijanej, a skrawkiem okna pasującej do marzeń, spowodowały dziką i bezmapową wycieczkę, z gatunku tych, które kocham najbardziej. Strychy piwnice, rozwalone domostwa, wreszcie fabryka, wyłapana podczas spływu pontonowego. Wcale nie było trudno, bowiem sonary wzmocnione wspólną zajawką, skierowały nas bezbłędnie tam, gdzie trzeba.

Szmergiel podwójny cieszy i daje poczucie przynależności. Przedzieramy się przez zarośla, by podziwiać zatrzymany w kadrze czas. Jest inny od naszego. Przez sadzoną pomiędzy świerkami paprykę i podlewanie sałaty w deszcz, bieganie do krzyża i z powrotem, poziom czasu zmalał jak wysysany przez słomkę sok endorfinowy. Teleportu nie wymyślono, trzeba ogarniać dwa razy więcej i pęd z dość szybkiego, zrobił się zawrotny.



Tylko podczas stania na głowie na zajęciach jogi, widząc się w lustrze naprzeciwko, możemy spokojnie porozmawiać, a rzeczywistość widziana z pozycji odwróconej sprawia wrażenie normalnej.

wtorek, 14 maja 2013

LOT OTWARTY



O wielu rzeczach powiedziałabym, gdyby za szybko nie przelatywały. Widoki coraz to nowe, poruszają mi się źrenice i wielorakość układa się w poziome paski.
Lot trwa.

Zamiast tego będzie o takich chwilach, o których śpiewał Rysiek. I nie ten z Klanu. Chwilach takich

- jak odwiedziny majowe. Mój dom nabiera powietrza w płuca i rozciąga się, by przyjąć pod swój dach gości z różnych stron świata. Podoba mi się, że robią sobie sami herbatę, lepią też pierogi na radosny powrót z pracy. Potem wsiadamy i jedziemy, na cokolwiek, gdziekolwiek. Malownicza układanka pól, rozwianych włosów. Ognisko przed domem skwierczy, muzyka gra. W tym roku zostawieni na pastwę losu i niepogody, Przyjaciele pozwolili mi wywiać motocyklem na...Jurę.

- jak łazęga w ciężkich ciuchach i kaskach po jurajskich jaskiniach, kapiąca woda na przemakający namiot i przemakających nas. Nie przeszkadzało nam. Przeskoki od zamku do zamku, odnajdowanie nowych ścieżek, kirkuty wśród muraw kserotermicznych i zastanawiające zespoły zabytkowych stodół. Odkrywanie, że się lepi garnek na cztery ręce.

- jak niesłychany wieczór u Siostry Srebrnej, kino za darmo, z udziałem zespołu Czerwie i stareńkim filmem Nosferatu. jak zwykle Tam i jak zwykle z Nimi było nieprzeciętnie. Osobna historia na całkiem długi post, z tym że nie do publikacji w wielu fragmentach:)

- jak koncert Kultu i Lao Che. Lao porządnie, las parasoli skakał radośnie, rzekłabym energetycznie, ci na scenie starali się o publiczność, publiczność zdeterminowana dawała radę. Wokół nas parę metrów przestrzeni wygospodarowanej machającymi rękami. Znowu deszcz.

- jak wycieczki wokół domu - okolice Jagodnej, z malowniczymi pasmami gór, rzuty okiem na ruiny, czy to chałup, czy zamków,

- jak przyjazd Konia Holenderskiego (nazywanego w odpowiednich kręgach Renesansem) samopas, małym, rodzinnym autem :) Jeszcze raz powtórzę, Konik, rozmaryn przy Tobie, ze swoim rozwijaniem się, to pikuś.

- jak nawiązywanie kontaktów z własnym synem,

- jak nowa kosiarka do trawy, która porządkuje rzeczywistość wokółdomową - co tu tak czysto? zastanawiał się Tatoo...

- jak wysyp tulipanowych dzieci,

- jak wysyp zielonego wszędzie i w zadziwiającym tempie - ku chwale Manowców:)

- jak Bojsa, która zwiększyła stado i pokochała osób więcej niż dotychczas,

- jak podrzucony kot, który wskutek oglądania zdjęć z mamowych wyjazdów został nazwany MERKEL i natychmiast przekazany w dobre ręce małej Leny,

- jak...