biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

wtorek, 15 listopada 2022

Tęskniłki II

 

Przyjmuję moje tęsknoty. Widzę je, jak nadciągają i nie będę udawała twardego drewna – niech płyną sobie, przenikają mnie całą i odchodzą zabierając okruchy wrażeń i myśli, strzępki historii.

Ten program tęsknoty mam wbudowany rodowo, być może. Zawsze to, czego nie ma, rodzi ją i najlepsze jest to, że obiekty się zmieniają jak w kalejdoskopie. Z chwili na chwilę.

Bądź sobie tęsknoto, trwaj, wypatruj na horyzoncie bóg wie czego. Jak odwieczna tułaczka, wielkie oczy zaszklone, zmarszczka przy ustach.

Obserwuję te przepływy i szanuję, są całkowicie nie moje.

Projektor wyświetla film – kolorową mozaikę miejsc i twarzy, serce podrywa się na moment i znów opada w ciepły kokon żył, wszystko już było i wszystko będzie.

Usiądę i popatrzę, obserwator z boku, narrator powieści która pisze się sama.



wtorek, 6 września 2022

Imperium

To się wydarzyło. Poszliśmy do lasu z Bojsą wcześniej, a przy powrocie chcieliśmy jeszcze do niego zajrzeć. Czy byli już geodeci, czy coś się wokół Domu kręci. Bo zgubiliśmy klucze.

M. właczył gpsa, żeby sobie samemu granice rozpoznać i przez ścieżkę wyjeżdżoną quadem obeszliśmy Dom dookoła.

Zarośnięty. Zdrewniałe pędy winobluszczu jak liany wspinają się między oknami, Dachówka prawie całkowicie porośnięta zielonymi chaszczami.

-Ty chciałaś taki zielony dach? Sz. może się uczyć 😊

Dachówka przetrzebiona, piękna dziura z prawej strony dachu zionie potrzebą ratunku.

Doszliśmy do granicy paryji i zgięci w pół przeszliśmy pod gałęziami wybujałych krzewów. Potem wydeptana ścieżka do drzwi wejściowych i…dom otwarty na oścież. Z kluczami w zamku.

Ktoś puścił chmurę niepamięci, jakieś zatrute opary – mam wrażenie, że to rodzic mój, siejący wątpliwości i gniew. On uważa, że to bez sensu – kupowanie takiej ruiny, która wymaga wyburzenia, to kretyństwo i brak kasy – ta choroba, na którą on ciągle zapada.

Niedostatek i bieda, jednym słowem. Ale ale, co z taką fortuną można zrobić innego, potrzebnego, sensownego.

Sensownie, to jest jak, przepraszam – nigdy nie byłam w tym dobra. Mój ziemniaczek puka o ściany główki jak chodzę i to tyle.  Ale żyje, wciąż żyje i tylko troszku nadgniły.

Zrobaczenie i wykolejenie plus skrajne nałogi prowadzą mnie do śmiania się z tej sytuacji i uznania nas jako pato-pary roku. Skoro patologia jest wśród nas, to zapadnijmy na nią z uśmiechem i radością. Pijmy czerwone wino ze słoika i kradnijmy chrust.

I mieszkajmy w gąszczu jesionowym, imperium wszystkiego, granice posypując solą, by nie weszło złe.

 

czwartek, 11 sierpnia 2022

Wybór

Pusta kartka.

Mogę napisać, co mi się podoba, ale co mi się nie podoba też mogę.

Wybrałam życie. Życie to radość, ruch, oddech. Życie to pulsowanie, soki płyną, bęben bije. Nie wiecie jak to jest, gdy trucizna strachu dzień po dniu sączy się do ucha. Jak jakiś dziwny zasys czujesz, że coś odbiera Ci energię, że musisz w sobie znaleźć tyle mąki, by obfeflać nią czyjeś mięsko. Taki nagi pisklak w gnieździe, z otwartym dziobem czasem śpi. I wtedy ma w sobie więcej luzu, niż ty.

Śmierć.

Wtedy znikam. Łażę po lesie, by poczuć matkę, nabrać spokoju i życia właśnie, zielone na oko położyć i rękami podotykać ciszy zaklętej w szarych patykach i kamieniach. I spokojnie dać wjechać na usta uśmiechowi, co jak lizboński tramwaj pnie się ze zgrzytem do góry. Słońcu się dać. Zmrużywszy oczy zobaczyć pod powiekami pomarańcz.

Życie wybrałam. Co przynosi dojrzałe brzoskwinie, z miękką, aksamitną skórką. Bryzga i cieknie po brodzie, jest energią, z którą chcę  przebywać, bo daje mi. A to dawanie mogę przyjąć, pozwalam sobie na to i cieszę się, że przepływ jest niezakłócony.

Żadną wojną. Żadnym nerwem.