biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

środa, 29 grudnia 2010

popołudniem



Moje mysli krążą wokół tego samego co rano. Czy pali się w piecu. I że trzeba wyprowadzić Bojsę. W tym nieskomplikowanym schemacie 2 rano 2 po południu jakby mimochodem toczą się w mojej głowie wielkie bitwy, powiewają sztandary i zwielokrotnione echo tysięcy słów przelatuje - by spokojnie wrócić do meritum. Jest jeszcze trochę żaru.

Pindryki


Doro miała rację. Jej kot przypomina Jowisza, mój - taką wielką nadętą rybę, albo balon.

wtorek, 28 grudnia 2010

Wczesną porą




Poranki i wieczory są mocno nocne, przedzieranie przez zaspy - ponurą codziennoscią.


Przypomniała mi się rano historia z Kamanem. Odległe to dzieje, jakby nie patrząc ponad...15 lat temu? Kolega kolegi, znany z kawałków nagranych na kasetę magnetofonową. "Ja jestem Kaman, uzbecki szaman, mój intelekt i spryt jest wielki, przypalam trawę, przygrywam reggae, jak brak mi szmalu sprzedaję butelki" oraz inny hit, który później, dużo później usłyszałam z ust niejakiego Maleńczuka, w ciasnej zatłoczonej piwnicy galerii:

„Rano budzik wierci świadomość

Zapalasz radio i zrywasz się.

Poranna wiadomość: W Chile znowu jest całkiem źle.

Jest środek dnia, wszyscy są w pracy

w radiu leci stary Vivaldi.

Przecież zwykły, zmianowy robotnik

Nie musi słuchać muzyki poważnej.

Siedzę sobie teraz i wpisuję w wyszukiwarkę tekst zwrotki, a tu proszę...(„Pudelsi”: Polityka kulturalna; tekst autorstwa „Kamana” z zespołu „Miki Mausoleum”). Czyli jednak taka postać istniała naprawdę, ciekawe, bo mam czasem wrażenie, że tamte lata osiadły niczym kurz na to, co się teraz dzieje, tylko od czasu do czasu jaki przeciąg wzbije ten tuman w górę.

Po jednej z wariackich imprez obudziło mnie masowanie stóp, nacieranie ich olejkiem z paczuli. Nade mną, a raczej nad moimi odnóżami, siedział własnie Kaman i opowiadał różne niesłychane historie. Taki flashback poranny.
Poszukiwania zaprowadziły mnie tutaj:
http://savagesaints.blogspot.com/2007/12/miki-mausoleum-byo-reggae.html

poniedziałek, 27 grudnia 2010



Posypały się ziemniaki. Dziura w worku, cerowana wielokrotnie, znów pusciła na szwach. Siedzę teraz i nie wiem, czy zbierać, z uporem łatać, czy kupić całkiem nowy worek. A do tego chęć, żeby je wszystkie naraz upiec i zjesć też niemała...

Powiąteczne popołudnie, pora dnia schyłkowa. Biorę się za książkę, dobrze, że jest o niczym, bo mysli krążą na zupełnie innych orbitach, choinka swieci, koty mruczą, pies ma zamknięte oczy. Kontroluje tylko czy szelest przewracanych kartek jest w miarę równomierny. Kartka - łypnięcie okiem.

A ja, z każdą kolejną stroną otwieram ikonki zdarzeń i znowu błądzę po swiecie złudzeń, który funkcjonuje w naszych głowach. Z zapalczywocią masochisty wbijam sobie widelec coraz głębiej w rękę, obserwując z boku jak wiele jestem w stanie wytrzymać.

niedziela, 19 grudnia 2010

Specjalizacja sowa




Miało być pięknie, wyszło jak zwykle. Sklejka 4 mm, klej do glazury, łupane i cięte płytki, no i skopana fuga - za miękka. Po wyschnięciu kleju - sklejka nieco się odkształca. Nic to, człowiek całe życie się óczy.

piątek, 17 grudnia 2010

BRAK ZDJĘĆ!

Płatam sobie figle migle, nie biorę aparatu z założenia, że cóż ciekawego można zobaczyć, przecież w tej gonitwie szkoła - praca - dom - zakupy nie da się wcisnąć krótkiej migawki! I mam za swoje.
Każdego dnia spotyka mnie cos, co wydziera mi z gardła okrzyki. Drę się w aucie, spokojnie, nikt mnie nie słyszy i kaftanu nie szykuje.
Za pierwszym poważnym zakrętem wyłania się kawałek lasu, za którym swieci słońce. Drzewa szatkują pomarańczową kulę, a ciepłe swiatło opromienia zimowe pola. Potem długa prosta, wiatr nawiewa skrzące złoto i jadę tunelem utworzonym przez wysokie zaspy. Do szaleństwa radosci dochodzi adrenalina, że jadę po lodzie, a czy cos jedzie z drugiej strony...nie wiadomo.
Kolejne zdjęcie, którego nie zrobiłam, to zaczarowany pagór, na którym wiosną rosnie najbardziej zielone zboże. Zima przeistoczyła go w sztormowe morze. Regularnoć fal znowu wywołuje ochy i achy. To niemożliwe, niespotykane, w kolorze różowej żółci! A ja? Nie wzięłam aparatu.
Ileż tych zdjęć w mojej głowie, nienamalowanych obrazów, leżą poskładane na półeczkach prywatnego archiwum. I nikt nigdy nie kliknie "lubię to". Bogactwo to? czy klęska?

wtorek, 14 grudnia 2010

wypieki rumieńce


Nieustannie dzień robi się krótszy. Przełączona na tryb nocny, w lekkim strachu z powodu awarii latarni nadwornych, siedzę i takie mazy robię. Postanowienie swiąteczne ukułam sobie. Takie motto na ten czas. Że muszę dawać. Ile wlezie. Z otwartej dłoni. Że jesli ta mysl będzie swiecić nad swiętami, które ustanowiłam w tym roku w zaspach manowcowych, to zniosę każdy zgrzyt, foch i nieporozumienia kapuciano grzybowe.
Mało czasu mamy, zaledwie jedną chwilę i szkoda go marnować.
Swoją drogą smiesznie to wygląda, gdy w całej wsi, o 2 w nocy swieci tylko jedno swiatełko nad moimi drzwiami. Jesli je otworzę zawita tuman białego sniegu. Jednostajne uuuuuu wiatrowe, troszkę groźnie, jakis zimny palec po karku czasem przejedzie. Aż się chce zapalić swieczkę w oknie.
Dziecko spi na górze, zamotane ciepło, zapalam swiatło co chwilę, bo szwendak walczy, a to szuflada, a to fefo.
W nocy to trzeba spać, a nie.

niedziela, 12 grudnia 2010

dziwna histaria







...o sarnu, który mordował ludzi.

Był sobie pewien saren - roiła sobie na spacerku moja głowa - który wcale nie był okazem łagodnosci. Wymierzał wyroki. Nadchodził zza białej góry ze spluwą w racicy, oko błyszczało mu złowrogo... Siadał na ambonie i strzelał nad ranem do idących na polowanie grubasów.
The end.