biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

niedziela, 27 listopada 2011

Jedenaście


Bardzo to poważna sprawa stawać się nastolatkiem. Okoliczność niniejsza wymaga godnej oprawy. I niech cię ręka boska powstrzyma od zorganizowania party w domu z tabunem dzikich nóg i rozwartych paszczy.
Żeby było miło, należy ową hordę teleportować do lasu i...powiesić na sznurku.



Menu też niekoniecznie musi być konwencjonalne. Ziemniaki z masełkiem czosnkowym naprawdę są smakowite.








Oczywiście należy dmuchać. I marzyć. I spełniać. Najbardziej zainteresowana zdmuchiwaniem świeczek była mała Lenka - widocznie dużo marzy.
Wszystkiego najlepszego nastolatku!

środa, 23 listopada 2011

Dwóch lwów


Jestem doskonałym topografem, matematykiem i zoologiem. Do tego znawcą opery z akcentem na o. Podróże kształcą i można się o sobie dowiedzieć zupełnie nowych rzeczy. Jak ja.
Ulica Zielona wcale nie jest blisko miejsca gdzie mieszkamy, z rachunku trudno wyłuskać gorąca patelnię i koniak a urocze foczki są po prostu wydrami.
Ale żeby to odkryć, trzeba wyjechać.
Dobrze, że w tej prześmiesznej serii, w której obiektem do zabawy byłam, miałam dwójkę przyjaciół, którzy stali na straży rzeczywistości okiełznanej! Inaczej mogłabym do tej pory błądzić po stareńkich zaułkach, ormiańskich katedrach pełnych śpiewu, cerkwiach połyskliwych koronami nowożeńców, prześlicznych łabędziowych fontannach, domach architektów, którzy na własny użytek domy te wybudowali, targach z sałatą morską, krylami w puszce na potencję, którą później trzeba rozchodzić, kryjówkach w podziemiach, pysznych paluszkach z obsmażanego chleba, starych portretach, freskach i witrażach.
Śnieg nie spadł, chociaż czaił się za winklem. Znak, że jeszcze raz muszę kiedyś policzyć do dziesięciu i głośno krzyknąć złożywszy dłonie: SZUKAAAAM!

wtorek, 15 listopada 2011

Migotanie serca


Trochę zanadto bieg spraw przysłonił mi ostry obraz na to, co się rzeczywiście dzieje. Ciekawe, czy po śmierci tak właśnie świat wygląda, że wtapia cię to, co dookoła, a ty sam nieistotną myślą przy myciu zębów się stajesz i pomału rozwiewasz w szarości.
Wcale nie jest mi źle, zastrzegam, to powszedniość galopuje jako to stadko złapane na ściernisku, a goniliśmy je samochodem i ryczałam prz tym jak zdezelowany puzon. Ze szczęścia.
Jeśli uda mi się to, o czym marzyłam, będzie to bardzo wyraźny dowód na to, że trzeba uknuć marzenie, upleść je z nieistotnej na pierwszy rzut oka niteczki zachcianki. Potem tak samo niepostrzeżenie jak pomyślałeś - przychodzi.
I oto. Stało się, a ty wędrujesz po miejscach, które zobaczyłeś w wizji, ulotnej migawce.
I tak właśnie będzie tym razem, czuję to przez skórę, że ujrzę pierwszy śnieg na ulicach mego ukochanego miasta. Zamigoczą mi płatki na tle starej gazowej latarni a my będziemy szli z roziskrzonymi oczami, chłonąć radochę jak gąbka wodę po farbach.
Teraz jeszcze wyczekuję, ale to niebawem nastąpi.

niedziela, 6 listopada 2011

Jackowi


Ostatni list do Ciebie, Jacek. Gardło mam ściśnięte i łzy jakoś same płyną. Zamykam oczy i wracasz, w śmiechu do środka na końcu zdania. W błysku oka - porozumienia.
Słyszę Twoje niekończące się nocne monologi. Widzę studnię w piwnicy.
Teraz muszę pielęgnować obraz tego rosłego dębu, za którym leżysz.
Perfekcjonista, cholera. Nie było żadnych wątpliwości. Ze słuchawkami na uszach. W foliowej torbie na głowie.
Wiem, że tam teraz siedzisz. Uśmiechasz się, a wiatr plącze Ci włosy. Na Woli Sokołowskiej, na granicy tam i tu.

wtorek, 1 listopada 2011

Zalecenia lekarskie








Znalazłam wreszcie lekarza od krętków. Pani jest światła, świetlista i wszystkomogąca. Rzadko który lekarz uświadamia ci, że moc jest z tobą. Podbudowana, z wizją badań wszelakich, które mi pani zorganizuje, z receptą na długotrwałą młodość, piękno, siłę i energię witalną pognałam, by zaszeleścić w liściach i ze szczęścia kipieć.
To moje ulubione święta. Można się cieszyć ze spotkań z tymi tu i tam, a jeszcze jak po karku przygrzeje, skala wewnętrznego termometru skacze o kilka stopni i mam siłę zarażać uśmiechami.
Moja Złota Góra. Moja Srebrna Góra. Ciche podobieństwo, elektryka, buzowanie włosków na przedramionach, czyli zwyczajne ciary mary. Zakamary światłocieniowe, podglądactwo stosowane, izolacja kontrolowana. Jestem, idę, żyję.
Świetlista wyjaśniła, że centralne biuro dowodzenia koreluje z immunologią i hormonami na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Mam mieć dobry nastrój, dbać o siebie i mieć dużo miłości zewsząd i konkretnie. Czyli nic prostszego, prawda?:)