biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Skucha nie nakarmić ducha

karmić samo ciao to mao.







Wylizana omiokrotnie przez sukę, która reaguje na dżwięk budzika siedzę własnie i wspominam cudny spacer nostalgiczny z Kasią. Zaszurałysmy się w odmęty pustki, zawiało nas w rozwalone folwarki, podejrzliwe wielkookie miasteczka. Piękno zniweczone. Czas przeszły. Do przodu już nic.
Pokrzywy, mokro, trzeźwo, dużymi oczami.



Mądra ta Tokarczukowa. Powiedziała cos o Ludziach, którzy nie myslą o przeszłosci. Czy moja suka mysli o wczorajszym kurczaku? Jesli tak, to dlaczego osiem razy cieszy ją dźwięk budzika? I czy to nie cudowne umieć cieszyć się osiem razy przez 20 min? I z tego samego? I tak samo mocno?
Przeszłosć wczepiła się zimnymi paluchami w moją duszę i kaprawym okiem łypie. Nie ciesz się za bardzo, a pamiętasz? A wtedy? A jak...
Jasnowidz by tu nie poszalał. Cały czas jadę na wstecznym.

środa, 21 lipca 2010

Kim nie jestem

Dzisiaj nie jestem spokojną, pulchną kobietą, która przeciera spocone czoło znad gara z konfiturami. Nie jestem też kobietą, która głaszcze kota z usmiechem na twarzy. Nikt nie biegnie do mnie ze swymi opowiesciami ani nie wpada na kawkę. Mój biust nie faluje przy żmudnym wyrabianiu ciasta z kruszonką, moja ręka też nie macha w pozdrowieniu.
Na nikogo nie czekam, nie wyglądam listonosza. Nie mam ochoty niczego słuchać i nie podryguję.Jasne przestrzenie nie są dzisiaj dla mnie miłe, spacer w lesie byłby udręką.
Gdyby można było mnie było przedstawić za pomocą wykresu przypominałabym turnie.
Mogę sobie przecież trochę skręcić woljum albo jeszcze lepiej wyłączyć się jednym przyciskiem palca. Wyrwać z trzaskiem wtyczkę z kontaktu!
Zanurzyć się w wannie z chłodną wodą po samo czoło trzymając nogi na scianie. Sprawdzić, czy palec pukający pod wciąż wydaje te same dźwięki.

czwartek, 15 lipca 2010

Nic wielkiego


Niżowe popołudnie, wracam z pracy i od razu jestem wyganiana na spacer, szare niebo, moje Manowce uspione. Mała runda z leniwą obserwacją.







Pani Pani, pani powi mojemu bratu, że te kamienne schody to pani bierze, Bogdanowi to nie można ufać, oj niee, niech pani sama z nim pogada i powi, że pani bierze.
Cała wies zaangażowana w budowę mojego ogrodu, zwożą mi kamienie, teraz przyszedł czas na kamienne schody. No żyć nie umierać.



Po powrocie zanurzam się w sen. Telefon koło głowy spoczywa w pokoju, muchi bzyczą. Kiedys zgrałam sobie dzwonek od Robsona, dźwięk odpalającego traktora. Bawi mnie, odpalam w najbardziej zaskakujących momentach. No i kiedy tylko sen usiadł mi na ramieniu traktor ruszył! Ale jakos dziwnie, no tak, to reality, za oknem.
Pokrzykiwania, szurania. Niejaki Bogdan, wiejski pomagier z rozwianą grzywą i wyrazem triumfu w oczach zrzuca mi na trawnik ogromne stopnie, wylane z betonu i pokryte z wierzchu cud miód lastrikiem.
Witki mi opadły.
Poskromiłam żądzę, z miłym usmiechem pomachałam panom na do-widzenia i usiadłam sobie na moim nowym nabytku z wyrazem bolesci na twarzy.
I co ja teraz zrobię z tymi klamotami? Nie potrzebuje kto 4 "kamiennych" stopni?
Tak sobie myslę, że to Góra mnie pokarała w końcu, za to darcie z niej wszystkich możliwych darów. Taki prztyczek w ucho, na opamiętanie.

tereny malwonośne





Dopiero teraz się wydało, przywędrowała z Azji jak moi dalecy przodkowie. Wierna przyjaciółka, podglądaczka, która zimą przypomina mi o tym, że lato kiedys wróci, stukając w szybę swymi koszyczkami. Jesli kiedys jeszcze się rozmnożę, nazwę córkę _ Malwina.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Kociochi


Powoli wypadają z pudełka. Został jeden i nie wiem, co z nim zrobić...Jest tak uroczy, że chciałabym? go? zostawić? A po co mi trzeci kot???

das łikend fur leserin


Dwa dni wolnosci, sobota, niedziela i taki żar z nieba, że siedzielismy z synkiem w domu nie wynurzając się nigdzie. Zachowując jednak pozory weekendu letniego zrobilismy skok na kamyki białoskałe, by przecisnąć się wród dzieci i grilli i dostać do mocno wzburzonej kaolinowej wody. Wolę jak ich nie ma. Dlatego czasem jeździmy tam w nocy i zanurzamy białe ciała w smołę krystalicznej wody. Białe skały odbijają się w nierówny podwójny wykres i smiem twierdzić, że nie potrzeba mi atoli z palmami. Może trochę żal tych stworzeń morskich, z drugiej strony bliższy kontakt podwodny jak nic skończyłby się wrzaskiem:)
Tak więc siedzielimy z synkiem w domu, reaktywowany komputer (który - jako że nie ma w nim netu, bo seneda, jest dla mnie jedynie urządzeniem do oglądania zdjęć) wydawał złowieszcze dźwięki pędzącego gdzies samochodu, malwy zaglądały nam w okno, i cały swiat ograniczył się do tych kilku pomieszczeń, prania na suszarce i ćmy, która nas odwiedziła.
Spokojne dzisianie, bez napinki i stukających obcasów, bez sztywnego karku i umiechu przyklejonego na twarz, gdy uważasz, że rozmowa dawno się skończyła, i że jedyną osobą, która to wie - jestes ty.

Dzis od rana nieodzowna kawka, nastrajanie głowy - wszystkie nieuczesane mysli baa-cznosć! Kolejno odlicz! Nawet ich zebrać do kupy nie potrafię, bez listy sprawunków urzędowych się nie obejdzie.

Niesmiało mi jakies obrazy wyskakują, zamiast umowy z panem, K., łąka wilgotna lsni niemiało, ech, jak zawieje dobry wiatr, to mnie tu nie będzie ani dnia dłużej.

środa, 7 lipca 2010

Jestem niewychowana - odpowiednio.

Pańcia wróciła z pracy, pańcia psią sukę na smycz wzięła. Pańcia obcasikami wystukała krótkie crescendo, zanim zatopiła je w błotko cieniste podlipowe. Dopiero tam wyliniła się sprytnie, przeistaczając w dziką pannę, którą w rzeczywistoci była:)
I od razu humor jej się porawił, zakręciła biodrem i jako wolny człowiek wróciła ze spaceru.
I tu się pojawia zonk! Starzec niedołężny - pijus siermiężny ją zawołał i rzecze:
- czy ja mógłbym jutro rano z tobą jechać............do lekarza? I tu całe wczeniejsze NIE, z taką mocą cisnące się na usta zbladło jak dym na niebie. Pokiereszowane NIE ustąpiło miejsca stanowczemu, bolesnemu TAK. I to TAK usiadło sobie dzisiaj wygodnie na siedzeniu i mówi:
- a wiesz, że ja się wyprowadzam z Manowców? Nic koło siebie nie mogę zrobić już, czas mi w drogę. Drewno mi mieli przywieźć, nie przywieźli, a swiatło - zapłaciłem ostatni rachunek, ale nie chcą mi podłączyć. Nowych ludzi zapoznam. Tam dużo chłopstwa.
No i TAK radonie mlaska, cieszy się, że NIE zwiędło całkiem i nie wypaliło na odchodnym jakąs nieprzyjemną uwagą o higienie.
Ciekawe, czy mnie przewiało od tego jechania z głową wystawioną przez okno na tzw. swieży luft.

wtorek, 6 lipca 2010

Zielone pole grochu


Popołudniowa kilkugodzinna drzemka. Wykończone ciało domaga się jak może czegos dla siebie. Chociaż snu mi daj, mówi. Czasem lepszej karmy - możesz. Lodówka stoi pusta, swiatło jest i echo. Puszki z karmą dla kotów, stary chrzan. Keczup i sok malinowy z supermarketu przywieziony przez znajomych do piwa.
Dom mruczy cicho czasem, ale też trwa w uspieniu. Wakacje. Nikt nie tupie po schodach, żadna piłka się nie odbija. Żaden oszalały scigacz nie wyskakuje z kolumny.
Za oknem deszcz. Bojsa patrzy smutnym okiem, uszy położone po sobie, A JA? Ubieram kurtkę i rada nierada idę. Podskoki, dziki szał. Nareszcie.
W trawie umyte deszczem poziomki, nos zawalony i smaku nie czuję w ogóle. Potem razem z kroplami na twarz dostaję parę czeresni. Nikogo nie ma. Czasem mam wrażenie, że mieszkam w tej wsi tylko ja. I wcale mi to nie przeszkadza.
Las wchłania zachłannie dary chmur, słyszę jak nasiąka. Potem brzózki jesienno - kozacze i jestem na łące.
Jakis oszalały mieszczuch postawił wielką żółtą tablicę "TEREN PRYWATNY". Panie, a kogo to obchodzi na miłosć? Tablica obwieszcza szaremu niebu że pan ma problem ze sobą, ja maszeruję dalej i nogi mam mokre.Przypomina mi się scena, kiedy Włóczykij z Małą Mi porozwalali wszystkie tablice w parku Dozorcy. Zabrania się smiać i klaskać.
Za łąką eldorado. Zielone, poskręcane pole grochu. Otwieram zieloną łódkę i wysypuję na rękę kulki dzieciństwa. Widzę małą ja, która z taką niecierpliwoscią wyglądała białych kwiatków, potem pierwszych strąków. Słodki smak i mokra parująca ziemia tchnąca spokojem i radoscią.
Ile mi tej radosci pozostało? Czy nie jest to czasem to wspomnienie z wtedy?
Wracam do domu, zanurzam się w gorącej wodzie, piję herbatę z goździkami, imbirem i cynamonem, dolewam białego soku z kwiatów czarnego bzu. Jest mi dobrze. Potem przyklejam plaster mozaikowy nad wanną w łazience, w moim zielono-niebieskim swiecie przybywa lisci. Docinam brakujące elementy i już. Można się znowu zanurzyć w czarną otchłań bez snów.