biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

wtorek, 30 listopada 2010

palimy


Proszę państwa, ja żyję. Mało tego, jest coraz lepiej. Zaraza dostała w dupę, jeszcze zwalczam ostatnich uciekinierów, ale są bez szans. Moja wszechmoc ich wykończy, razem ze starą babcią dochtórką, która bez żadnych ceregieli wymacała mnie ostatnio jak szczeniaka. Jeszcze brakowało, coby rzekła ojtam ojtam. Potem opowiedziała o swoich najlepszych przypadkach i wysłała do domu.
A w domu jedynym i najważniejszym zajęciem jest teraz spalanie lasu. Czwartą zimę go palę. Ciekawe ile drzew szumiących wypusciłam krematoryjnie w niebo. Biegam na zmianę w tej krótkiej sztafecie, gdzie jedynym celem jest podniesienie temperatury o kilka stopni.
To niemożliwe, że gdzies na tym swiecie są elektrociepłownie, które zapewniają ludziom suche skarpety na rano. Bez całej tej otoczki zimowego kompleksu palacza (tak, jest ponoć co takiego) zima nie miałaby sensu. Albo to, czy pług przyjedzie. Pług przyjedzie, to pojadę do pracy, nie przyjedzie - nie pojadę. Zima. Proste i czytelne zasady. Twarde zasady. Jeszcze mnie nie pokonała, choć nienawidzę jej wciąż tak samo.
Dzwoni telefon z życzeniami dla Michała, jedna kreska zasięgu, więc nie ruszać póki działa, lekko palcem na głosnik i już słyszę szczebiot cioci, jak to fajnie, że snieg i że na sankach pomykają.
- Taaa - mówi moje dziecko - ja na sankach to drewno wożę.

czwartek, 18 listopada 2010

Proszę wyciągnąć się na leżance


Spię.
Aktywnosć w ostatnich dniach dziwnie zmalała, po powrocie z pracy ruszam dziarsko do pokoju, szybko zmieniam spodnie na eleganckie - do leżenia. Pewnie przez antybole - tłumaczę się łaskawie, wybaczam sobie i pieszczę snem. Trzy godzinki, dwie, później wieczór jakos zleci z nogami na stole i książką pewnej Rosjanki, która opisuje historie różnych ludzi widziane oczami niejakiego Nikity. Opuszczone miasta, ostatni kurs pociągu, spanie na ławkach i zupełna beznadzieja. Matuszka Rasija z kartką za szybą kiosku o tresci "Poszedłem łapać Bin Ladena".
Trochę się boję.
A trochę chowam głowę w piasek, do walki ostatecznej jeszcze nie dojrzalam, kopii jeszcze nie podniosłam. Przez weekend muszę zebrać siły i całą swoją wolą strzelić jej w kły. I to tak, żeby nie było powtórki. Pełen nokaut.
Dopóki sobie nie uswiadomię, że pragnę jej smierci, będzie się panoszyła.
- Proszę mnie mysleć źle, może jeszcze ją złapiemy. No to łapmy...
Ozdrowieńcze uhuhuhu moich bliskich wspiera.
Do bojuuuuuuuuuu..........

poniedziałek, 15 listopada 2010

O dwóch takich, co ukradły Śnieżkę














Letni wiatr na szczycie góry, głupawka zaprawiana wielorako, a przy tym tak cudne porozumienie duszów, że szkoda gadać, bo chyba wygadane wszystko co można:)
Dzięki, Katerina, za to, że jestes!
A do tego marsze nocne w potokach, odszukanie scieżki i bardzo pożywna i zdrowa...wódka Absolut. Ale o tym na spokojnie, bo póki co jeszcze wiatr mi swiszcze w uszach.

środa, 10 listopada 2010

czary do wiary


Zima rozpieszcza. Czary przyniosły niespodziewany efekt słońca rozpinającego mi kurtkę, odmotującego szalik z szyi. Do tego nieoczekiwane wolne dni dadzą mi czas na posadzenie tej masy cebul tulipanowych od J. Tulipany w listopadzie. Brzmi nieźle. Sam fakt wykonywania prac ogrodniczych w listopadzie jest niezły.
Niektórzy pukają się w czoło, bo kolejnym daniem z dyni jest zupa. Miksowana z dodatkiem Garam masali. No i muszę przyznać - jest niezła.
Ekscytuję się jakby nieco. Na horyzoncie widzę wiele ciekawych zdarzeń, które nastąpią. Jutrzejsze bębniarskie swięto narodowe w stodole lub w jelczu ogórku z kozą grzejącą wino, sobotnia noc gdzies między kamolami karkonoskimi, do tego wszystkiego czary czary do wiary.
Oooj, nie zwariuj, nie daj się poniesć! Zakład o stówkę, że przyczaję się z boku jak indian:) i będę chłonąć ludzkie życie w takim natężeniu, że serce może pęknąć. Uważaaaaj, uważaj, nie daj się poniesć.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Ja Wam mówię dobrze jest


Uznajmy, że jest naprawdę dobrze. Powtarzając, dwie nogi mam, dwie ręce mam...Zdjęcie znalezione w necie ubawiło mnie z rana. Wypisz wymaluj ja. Niby luksusy, ALE :)))
Nic mnie nie złamie, jak witka wierzbowa będę se hulać na wietrze.
Pomyslnosci wszystkim! Heeej!

Dyniam


Cudowny weekend. Dziecko odesłane na przymusowy luz u babci, zostaję sama w domu, z trzema dniami do wykorzystania. Plany piętrzą się w głowie,ach ileee czaaasu! Zastanawiam się, co będę robić i już wiem. Pójdę spać. Tak, to rzeczywiscie fantastyczny pomysł, może się trochę wygrzeję, wykuruję, moze mi zmarszczki się rozjadą w niebyt. Zapadam w siebie o dwudziestej i spię 12 godzin...
Budzę się w sobotę i ogrom możliwosci mnie oniesmiela. Postanawiam nic nie musieć, niczym się nie spiąć i niczego od siebie nie wymagać. Płynę.
Ziębicki ryneczek, mydło i powidło. Zakupy dotyczą głównie zwierzaków, chociaż i ja cos z tego mam. Haa, wizyta w lumpeksie przypomina grę na fliperze, pyk, pyk, pyk, kurcze, ile punktów!
Powrót do domu, Saxofon mruczy zadowolony, a mnie się chce jajek. Na sniadanko. I chce mi się dyni! Bo Siostra Łańcuchowa zapodała temat tak miażdżąco, że muszę ją natychmiast mieć i już.
Pytam pani z jajamy o dynie. Aaaa, w Skalicach swinie majo, to dyniami karmio.
I tak, dzięki dyniom odkryłam kolejną perłę dolnosląską, piękną kapliczkę z XVIII w.
Perły przed wieprze!
Jacys ludzie stoją w otwartej na oscież bramie.
- Dyni Pani chce? A to proszę! Proszę! Na ziarenka, tak? Nie? Do jedzenia? Do jedzenia, mówi pani... Bo ja to swiniom daje!
Maszeruję z dyniami o swińskich ogonkach, szczęscie mi kapie z zębów wyszczerzonych na ołowiane chmury gnane nad pagórami, na kapliczkę, na Saxofona, na Skalice i cały mój mały swiat.

Czerwono jest gorąco jest



No i jak w tytule. Do wszystkiego można dotrzeć pokrętną cieżką, jakby było prosto - nie byłoby fanu. To jak grzyb znaleziony w gąszczu swierkowym.
Zimna łazienka? 6 stopni na plus w zimie i odwieżający zefirek na mokrych plecach? I z tym w budownictwie można sobie poradzić, nadając scianom kolor meksykańskiego słońca.