biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

środa, 25 sierpnia 2010

pominięto



Stara jestem. Jak spękana ziemia, korzeń swierka pokrytego nawartwionymi falbankami hub. Jak suchy strączek, jak sciółka.
Odnalazłam spokój i ciszę, zaszurałam w scieżki dzików, wlazłam w sam srodek ich bagnistego przytuliska, ze sladami siersci na nisko zwieszonych konarach ,oznaczonych plamami ich zapachu.
Ogarnęło mnie ze wszech miar przeswiadczenie, że jestem tu od zawsze i stanowię jeden z elementów.
Szczęscie w nieszczęciu, nie usiadłam pod drzewem, bo wtedy...ach, co by się mogło stać. Moja skóra zaczęłaby się pokrywać stopniowo korą, z czasem zarosłaby mchem i porostami.
Znalazlam swiętego bez głowy, jego gipsowe szaty, mocno pobrużdżone przez czas, swiadczyły o szlachetnosci zamiarów. Postawiłam go w rozwidleniu drzewa, będzie od tej pory moim patronem.
Dzikosć i bezludzie. Jedynymi swiadkami dawno wymarłej cywilizacji były bak motocykla z resztkami niebieskiej farby, dziurawe garnki, potłuczone butelki z ceramicznymi kapslami, trochę skajowych pasków i inne smieci rozsiane malowniczo z przyczep w dół, do lasu.
Dawno zapomniane drogi, gdzieniegdzie jeszcze kamienie ułożone ludzką ręką, dawno zawalony most. Jedna z dróg wspina się do góry i wyprowadza mnie w pole; wędrówka między brunatnymi piersiami ziemi, stykającej się z szarym ołowianym niebem.
Poskręcane drzewa czeresni widziały wiele pór roku . Teraz stoją wpatrzone w przestrzeń chmurną, a butelki pozawieszane na nich nie wiadomo po co, wydają wraz z wiatrem ciche dźwięki dzwonów rurowych.
Patrzę w dolinę, gdzie stoi ogromne samotne gospodarstwo. Mieszkają tam Państwo K, którzy jeszcze do niedawna nie mieli elektrycznosci. Znam ich tylko ze słyszenia i czasem, gdy przemykam koło ich przeogromnej poniemieckiej stodoły, zaglądam z zaciekawieniem w głąb podwórza. Ciekawe, nigdy nie miałam okazji przesłać im pozdrowienia, czy spotkać w sklepie. Nie wiem, czy chodzą na piechotę, czy jeżdżą ciągnikiem. Mogę snuć na ich temat rozmaite wyobrażenia. Może Ona jest kobietą z brodą, która nie chce być widziana przez okolicznych złych ludzi, albo dla odmiany jej pięknosć, mimo upływających lat, wciąż może zsyłac na ludzi nieszczęcia, dlatego chodzi w chuscie z zasłoniętą twarzą. Jej mąż od ciągłego spuszczania wzroku nabawił się ogromnego garba, kóry codziennie jest przez nią prostowany starym drewnianym wałkiem. Mają psa i kota i może jeszcze na stryszku kilka oswojonych nietoperzy.
Nie widziałam na pastwisku koło ich domu żadnej krowy, ani konia. Czyli muszą się żywić polewką z grzybów. Na wodzie.
Suche liscie przypominają mi dzieciństwo. W starym parku jesień zasypywała wszystkie scieżki, a my brzozowymi miotłami odgarnialismy je w labitynty korytarzy i pokoi. Na wyznaczonych trasach nie miał prawa zagoscić żaden kolorowy skrawek, czystosć odsłoniętej ziemi pięknie kontrastowała z ochrą zrzuconego ubrania starego drzewostanu. Tak sobie myslę, że to był jedyny porządek w moim życiu, o który całą sobą dbałam, sprzątanie jedyne dotychczas, które sprawiało mi przyjemnosć.
Własnie w tym parku odczułam bolesnie po raz pierwszy, że ludzie potrafią kłamać. Znalazłam pudełko zapałek w którym leżało zwinięte zielone 50 zł ze Swierczewskim. Obok stała koleżanka mająca wszystko, a ja w swej prostocie spytałam: - Twoje?
- Tak, moje.
Pamiętam wyraz jej oczu. Wiedziałam od razu, że zrobiłam z siebie idiotkę, ale ona zrobiła cos znacznie gorszego, przekłuła mój balon wyobrażeń o swiecie i ludziach.
Smieszne, bo kilkanascie lat później sprzątnęła mi sprzed nosa chłopaka. I bardzo dobrze, dzisiaj jest gruby i brzydki.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Sie porobiło sie


Pika mi serducho nierówno, swiat niechęć budzi. I nie wiadomo, czy to za dużo kawy czarnej bezcukrowej, czy pełnia, która za oknem wielką pyzatą gębą swieci. To wygląda tak, jakby co wlazło do srodka i strząsało sliwki...
Dożynki? Dały mi po dupalu, rozgrzana patelnia wyciskała ze mnie powoli dobrą wolę, twarze przesuwające się przed oczami zmieniały się w coraz bardziej koszmarne...

Koncert Zakopower wieczorny, przy niemrawym tłumie, stojącym nieruchawo, z założonymi na piersiach rękami, jak paczki na poczcie obwiązane sznurkiem.
Tylko ja podrygująca po góralsku, z wyobrażeniem kiecki w paski i kierpców. III JAAA!
Ale im rzewniej sksypecki zaciągnęły, tym gorzej. Obudził się demon sliwkowy i jak nie zatrzęsie! Az się liscie posypały! Zaczęły spadac na ziemię wyobrażenia, tęsknoty pochowane w rozwidlenia konarów, żólte drzewo sliwkowe przez naderwaną korę pusciło sok.

I co teraz będzie? Lato pożegnałam muzyką sitara w stodole. Już nadeszła jesień, Lato..do zobaczenia, jak nam się uda, chcę wierzyć w cuda, że znowu, kiedys, gdzies...na zielonej łące.

Tur tur tur, nadjeżdża groza, słyszę ją już za górami, całe niebo pociemniało na zachodzie. Szybciej biegam po podwórku, podmuchy wiatru wyrywają mi spod chustki tańczące kosmyki. Byle drewna starczyło, byle dach przełożyć nieruszony...
Tak mało czasu tak mało jak piachu w dziecięcej garsci nad rzeką
Ruszaj się, kobito, prędzej, bo Cię zmiecie.

Albo inaczej. Odprężająco, w gorącym zaułku Włoch. Jaszczurka mignęła pomiędzy kamieniami, a ja pod wielką pinią układam na stole małe kawałki ceramiki tak, by ułożyć z nich reklamę pewnej małej kafejki. Oprócz tego czyszczę ogród i dosadzam brakujące bukszpany w cynek.

Tylko brakuje mi odwagi.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Łup łup łup


fot. Fernando Pinto


Sennosć niezwykła, dni uciekają, coraz chłodniejsze poranki i wieczory. Zaproszenie na imprezę do N. wzbudza nie dreszcz emocji, tylko mysl o leginsach na tyłku.
Jak tu powiedzieć o żalu z powodu pcheł? Że mały miał smutne oczyska? Że piszczał i się drapał, a wokół ludzie, dużo ludzi, obojętnosć i brak gospodarza. Dobra, najpierw sobie damy po razie a potem potańczymy.

Wkopałam się na cacy z tą niedzielą. Gminne dożynki, panie w kiecach wygrzebanych z kuli na mole, a ja z maską na czole, z rurką wysuniętą przez okienko tekturowej amfibii. Tak. Sama wymysliłam zbiórkę dla powodzian, to i mam, siądę sobie na stołeczku z puszką pod białą flagą i będę macana wzrokiem podpitych tłumów. Ech, nie zna życia kto nie służył w marynarce.
Byle doczekać do wieczora i zwiać, wycierając twarz zwilżaną chustką.
www.przeworno.pl

Wrócił Młody. Powyciągał z koziarni wszystkie hałasujące pojazdy i z chmarą dzieciaków trenują zjazdy spod cmentarza, albo spod domu Jasia (tego od nalewki lipowej po której nie gryzą kleszcze), wzbijając tumany kurzu, kończąc każdą jazdę efektownym driftem. Słyszę, że mam szczęliwe dziecko. I coraz bardziej wkurzonych sąsiadów.

Podsłuchana rozmowa w niedzielny poranek. Babinki idą na cmentarz przed mszą, koło mojego domu kilka samochodów, ktos rano fajkę pali.
Spojrzenie jedna na drugą, kiwanie głowami i tekst: BAWIO SIE.
No i tak samo te dzieciaki radosne, które nie będą musiały z amfibii w tej masce...

czwartek, 12 sierpnia 2010

dziesięć


Warto czytac książki. Wracam do domku wczoraj, wypada na mnie nieciekawa zapachem sucz, szybka akcja - nareszcie. Można się z sałatą na kolanach zagłębić. No to się zagłębiam, palcem papier głaszczę i uruchamiam turbo. O mysli! Rzadkospotykany cudzie:)
Trzeba znaleźć tylko dziesięć punktów, dlaczego jestem szczęsliwym człowiekiem. Już mi się micha cieszy, więc działa.
Zaczynamy.
Mam...
Mam...
Mam...
Mam...
Jestem...
Mam...
Mam...
Mam...
Jestem...
Mam...
Osz cholera! Na 10 - aż 8 mamów! więcej mam, niż jestem! A ja chcę być! Chcę czuć! Chcę zdawać sobie sprawę! Mam jest przecież kretyńskie - dzis mam, jutro nie mam...
A jak sobie wyłączę te wszystkie mam? Jak ich nie będzie? Co mi zostanie i jak wielka pustka do mnie zawita?
Przeszłam do drugiej listy, bo ta, choć szybko mi poszła, sprawiła, że sałatka z ananasem podeszła mi powyżej pępka.
Lista rzeczy do zrobienia.
Złożyć basen, który rozciągnął się na pół podwórka i sprawia wrażenie lata..Zbyt duży spadek nie pozwala na nalanie do niego wody, wszystko się przelewa w jedną stronę i SE NE DA. Dziwaczne konstrukcje z dech i dywanów też jakos mi nie wyszły, lepiej wsiąsć w auto i skoczyć na kamyki przecież.
Potem głóg. Jakims cudem wygrzebany w ziębickim centrum ogrodniczym, razem z miskantem i lawendą (która potem została elegancko przez Bodzia wykoszona - selawi).
No tak, ale żeby głóg, to przecież najpierw trzeba całą hałdę ziemi przesunąc kawałek dalej. No i już. Kawka z likierkiem. Bodziu zobaczył, że się zbieram i w swoich darowanych butach do golfa (tak tak, długasne kajaki black and white z kolcami, które trzymają go w pionie), z reklamówką papierówek (rwanych, nie trzęsionych) jest jak na zawołanie.
I tym razem, z listy 10-punktowej udało mi się zrealizować 4 zadania, na dodatek nieco odbiegające od tych, które w niej ujęłam.
Pełen zachwyt, panie i panowie. Nie jestem robotem. Nikt mi nie będzie mówił co mam robić!

środa, 11 sierpnia 2010

FASHION



Pewna wiejska pięknosć, samotne dziewczątko z rozbujałą wyobraźnią...Uczymy się mówić sobie dzień dobry. Pewnego dnia pójdzie zdobywać swiat, będę jej machała niebieską flagą z żółtym słońcem.

Jak Patryk




Mam ochotę napisać tak w trzech słowach, nie dodawać, nie rozlewać.

Ale wiem, że więcej powinnam, bo mnie tu J. dźga widelcem w żebro. Już już, powoli, rozwijam tasmę klejącą z wrażeniami.
Wystartowalismy wieczorem.
-Nie! Nie będzie mi tu żaden kot po aucie chodził. Auto jest nowe!czyste!no!
....Kot też. Biorę go na kolana, coby zamknął wreszcie rozwrzeszczaną twarz. I tak z częstotliwoscią mijanych słupków przydrożnych wydaje z siebie przeraźliwe miau.
Pan kierowca padnięty po całodniowym wiszeniu na sznurkach, siedzimy więc z Kejt na krawężniku, pijemy i gadamy o Starych Dobrych Czasach. W jednej klatce dwie swinki, w drugiej kot, który na dworze zasnął...
Moje odprzewornienie powoli się staje. Mam ochotę zrzucić skorupę małomiasteczkową, zmienić się w dziką pannę, naharatać w półobrocie, zarżeć i szurnąć. Stąd pomysł na Amsterdam, na czeroną ulicę i speszial kejk. Stąd pomysł na przewleczenie się przez całe miasto do parku.
Co za niewypał! Każdy, dosłownie każdy polski park ma w sobie więcej czaru, niż "pięknie wyglądajęcy na planie" park a'damski. Zaciągnęłam ich na piechotę, krążąc miedzy kanałami, z zapewnieniem, że park ukoi nasze skołatane drogą nerwy, pozwoli w spokoju zrealizować moje smiałe zamysły I W OGÓLE.
Przywitało nas przejscie pod ulicą, gdzie rozstawiła się orkiestra cygańska. Nawet fajnie mi tą trąbką po uchu przejechał jeden z drugim, natychmiast przyprawiając o lekkie rozedrganie czucia. Czuję wszystkim co mam, żołądek zaczął mi skakać i rączki nerwowo chodzić na te wszechobecne fałszywe nuty, na to gubienie rytmu, na tą żenadę! Uciekać! Od tego hałasu! W nogi!
Nibyłąka nad nibystawem. Gromada ludzi, rowerów i ptaszysk. Wrednie wyciągających dzioby do ciastka i ogóra. Zamiast miękiej żyznosci pod tyłkiem brudny piachol.












Ja Wam powiem, że smieszyły mnie na gorzko panie czerwonej ulicy. Zalotnosć pozorowana, w ustach zgryzione przekleństwo. W oczach - centy. Jakim desperado trzeba być by skorzystać z oferty?




Nad morzem było miło. Ale lepiej na wydmach, zawianych od urodzenia, porosniętych moim ukochanym rokitnikiem i jakąs karłowatą wierzbą. Swist wiatru, szum morza, piasek, czerwony traktor na plaży, chmury, wiatraki, dźwięk dzwonków rowerowych, wszystko to, co pozwoliło mi zapamiętać ten kraj jakos lepiej.






Obecnie siedzę w domu.
Obecnie, to jedno z moich ukochanych urzędowych słów. Obecnie zabrakło srodków. Obecnie planowane są inne przedsięwzięcia. Obecnie pocałuj mnie mocno. O tu.
Więc (nie nie, ja wiem) - więc obecnie siedzę w domu, ogarnął mnie dziwny tęsknik za synkiem, który lata jak bączek tu i ówdzie, szykuję się na wielką wojnę - ostrzę narzędzia do zabijania i tak sobie trwam. Nie wiem, czy jest mi dobrze, albo czy mi czasem źle. Mam wrażenie, że zmieniłam się w kamień, od tego ciągłego z nimi przebywania.

Znalazłam kupę zielonych kafli. Jak zielone, to nigdzie indziej, jak w lesie. (Lasu, daj mi grzyba). Tyle jeździć i szukać, planować jak tu niebieski zieloną fugą przerobić w zielony, a tu nagle hyc, kupa pojawia się na drodze i jednych razi (smieci w lesie) a mnie cieszy jak wariata? Nazbierałam, dzyń dzyń rowerkiem przewiozłam i z satysfakcją wsadziłam pod suszarkę z praniem. Teraz mi się nie przewróci - pomylałam z dumą. Znowu sukces.