biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

wtorek, 6 września 2022

Imperium

To się wydarzyło. Poszliśmy do lasu z Bojsą wcześniej, a przy powrocie chcieliśmy jeszcze do niego zajrzeć. Czy byli już geodeci, czy coś się wokół Domu kręci. Bo zgubiliśmy klucze.

M. właczył gpsa, żeby sobie samemu granice rozpoznać i przez ścieżkę wyjeżdżoną quadem obeszliśmy Dom dookoła.

Zarośnięty. Zdrewniałe pędy winobluszczu jak liany wspinają się między oknami, Dachówka prawie całkowicie porośnięta zielonymi chaszczami.

-Ty chciałaś taki zielony dach? Sz. może się uczyć 😊

Dachówka przetrzebiona, piękna dziura z prawej strony dachu zionie potrzebą ratunku.

Doszliśmy do granicy paryji i zgięci w pół przeszliśmy pod gałęziami wybujałych krzewów. Potem wydeptana ścieżka do drzwi wejściowych i…dom otwarty na oścież. Z kluczami w zamku.

Ktoś puścił chmurę niepamięci, jakieś zatrute opary – mam wrażenie, że to rodzic mój, siejący wątpliwości i gniew. On uważa, że to bez sensu – kupowanie takiej ruiny, która wymaga wyburzenia, to kretyństwo i brak kasy – ta choroba, na którą on ciągle zapada.

Niedostatek i bieda, jednym słowem. Ale ale, co z taką fortuną można zrobić innego, potrzebnego, sensownego.

Sensownie, to jest jak, przepraszam – nigdy nie byłam w tym dobra. Mój ziemniaczek puka o ściany główki jak chodzę i to tyle.  Ale żyje, wciąż żyje i tylko troszku nadgniły.

Zrobaczenie i wykolejenie plus skrajne nałogi prowadzą mnie do śmiania się z tej sytuacji i uznania nas jako pato-pary roku. Skoro patologia jest wśród nas, to zapadnijmy na nią z uśmiechem i radością. Pijmy czerwone wino ze słoika i kradnijmy chrust.

I mieszkajmy w gąszczu jesionowym, imperium wszystkiego, granice posypując solą, by nie weszło złe.