środa, 12 września 2012
Deszcze niespokojne
Poranek przywitał mnie wodą. Jednostajny, usypiający szum został zesłany po to, by wreszcie pojawiły się grzyby. Niestety także po to, by staccato kropel na blacie biurka poderwało mnie do pionu lepiej, niż budzik, przełączany z drzemki na drzemkę. Pasiasta piżamka świetnie pasuje do gumowców, o czym przekonałam się nie raz. To moje wsiurskie zestawienie zawsze mnie bawi, jednak najlepsze jest zimą, gdy dochodzi zgniłozielona wielka czapa, made by mama.
I teraz, na dworze, przedzierając się przez gałęzie czarnego bzu, z pomurnikiem siedzącym na wieży kościoła, szyderczo wgapionym w moją panikę, dobrałam się do dachówek, które przywiozłam z myślą o remoncie. Takim tam remoncie, uzupełnieniu dachówek, które sparszywiały doszczętnie, ratowniczy remont, rzekłabym.
No to hop, dwie w lewą, dwie w prawą i idę przez szarobury świt na strych, by wyjąć to, co się zepsuło i zmienić na nowe, no, prawie.
Sprawdziłam wcześniej, że miska nie wejdzie. Dziura, przez którą wlatywała woda jest tuż nad połączeniem dachu z podłogą, niestety dostęp do tego miejsca ogranicza kilka desek przybitych do krokwi, tworzą bandę, która kiedyś zabezpieczała zboże przed wysypywaniem. Od góry – można dotrzeć, z boku – już nie, więc poruszam lekko jedną z dachówek i wyłazi, marny szczątek tego, co powinno tam być i chronić mój dom przed takimi numerami, jak ten dzisiaj.
Spodobało mi się. Wyjmuję następną, a trzecia z wizgiem zlatuje na dół. Martwię się o koty żebracze pod drzwiami, ale cisza po upadku dachówki wskazuje na zachowanie ich życia, lub na celny strzał i szybką śmierć.
Potem układam następne dachówki, by spokojnie obudzić dziecko i zebrać je do szkoły i siebie do kupy.
Prosta sprawa z tym dachem. Już się nie boję.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Znam ten lęk... I tę ulgę po konfrontacji! :) Choć mieszkam w bloku ;D Jakoś tak się złożyło, że w poprzednim mieszkaniu i w tym deszczówka jakoś sobie znalazła dojście przez piętra i mieszkania. W sumie zabawne, jak już się znajdzie wadę konstrukcyjną i wygra z administracją.
OdpowiedzUsuńStare dachówy, gumiaki i pidżama lans są zdecydowanie bardziej romantyczne! ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA ten pomurnik to z Sapkowskiego od Was. Słuchamy sobie z M. przy kolacji:)
OdpowiedzUsuńWalka, Pani. Ale damy radę.
No właśnie, aż poleciałam sprawdzić do wujka gugla co za ptak? ;D
UsuńAch, zamarzyło mi się, puścić te gumiaki i tę czapę na wybieg, pokaz mody: współczesna Polka, z życia wzięte... Byłoby pięknie, w Ameryce są siostry Rodarte, opowiadają szmatami o Meksyku :)
Polska wieś pełna modelek:)
UsuńW życiu bym nie umiała ułożyć odpowiednio dachówek!
OdpowiedzUsuńPodziwiam!
Jeszce trochę takich wojowniczek i fach dekarzy pójdzie spać ...
Gdybym nie widziała kiedyś, jak to Baron robi, też bym nie wiedziała, że można. Można:)
OdpowiedzUsuńpewnie sporo Można, tylko się kurczę nie wie, że można ...
UsuńPewnie tak:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
U mnie ostatnio zduni dwa piece poprawiali... A wystarczyło po Paulindę zadzwonić :)
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle : To CZEGO Ty Paulinko właściwie n i e potrafisz ??? Jest coś czego bałabyś się lub n i e chciałabyś robić ?? Mam TU na myśli :))) wszelakie prace RĘCZNE :)) i domowe - oczywiście !!!
OdpowiedzUsuńJesteś PRAWIE !!! samowystarczalna :) Buziaki !!!
O rany...Dzięki!:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zosatło opisane.
OdpowiedzUsuń