biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Piernik w kieszeni

Roztrzęsiony cały poprzedni tydzień miałam na tyle, że musiałam pęknąć w szwach i wydostać się z lęku. Ponowne urodziny poprzedził dziki pęd po śniegu w adidaskach, które się rozwiązały, przykucnęłam, podbiegła zaciekawiona Bojsa i z całym impetem strzeliła mi czaszką w łuk brwiowy. Teraz już jest fioletowo, ale od biedy można uznać, że makijaż mi się rozmazał. To tak na otrzeźwienie chyba miało być.
Michał się skichał. Powiedział, ze zimowe koncerty w górach kojarzą mu się źle, zima w górach kojarzy mu się z nocnym horrorem w chatce pod Śnieżnikiem, a w ogóle, to on ma inne plany. I jedź sobie w ogóle sama, sobie jedź. No i sobie pojechałam, ale tak, jak rzadko kiedy.
Miała być Chudoba w Samotni, z okazji owsiakowej poniekąd. Rozgłosiłam imprezę, pozapraszałam ludzi. Zebrałam cały samochód czarownych bab, jedna lepsza od drugiej. Dzikie i szalone śpiewały mi na szlaku, śnieg białymi czapami pozatykał świerkom uszy, i było głośno, o wiele za głośno. Wewnętrzna piosenka grała mi basem w okolicach brzucha, i nie wiadomo, czy to przez pierniki, czy może co innego.
Tymczasem doszłyśmy do schroniska, przeskoczyłyśmy do drugiego, tam znów zawinęłyśmy kitę i już byłyśmy gdzie indziej. Siedmiomilowe buty, albo dobre miotły nosiły nas jak (bez obrazy)Żyda po pustym sklepie. A koncertu jak nie było dotąd, tak nie było w ogóle.
Ukłon w stronę organizatorów, że nikt nie zakłócił oczekiwania niepotrzebnym wyjaśnianiem kłopotliwej sytuacji. Milczeli jak grób:)do samego końca.
Moje gwiazdy rozhulały się za to na dobre, Gargamel! zawołała Srebrna oczarowana czyimś wyraźnym podobieństwem; zjawiskowa podróżniczka dała nagle dyla i tyle nas widzieli. Pozostał po nas jedynie lekki zapach siarki.
Światła na szlaku, halt, to na pewno Chudoba nadciąga. Druga w nocy, zatrzymujemy ekipę siedzącą na oklep na djembach ułożonych w stosik na przyczepce ciągniętej przez skuter, kurcze, przecież to Foliba...ściągnięta jakimś cudem na zastępstwo. Jest to bardzo normalna sytuacja, znajomi spotykają się na leśnej ścieżce i padają sobie w objęcia. Dlaczego już idziecie? To pytanie też całkiem naturalnie brzmi o drugiej w nocy nad Karpaczem.
Znowu nocny exodus, zamykam oczy i widzę drogę, widzę płatki śniegu lecące mi na spotkanie, Srebrna łapie je w uchylone we śnie usta jak ryba, choć wcale nie śpi, przecież mi obiecała. I mimo wspaniałego planu przywitania słońca w balii, padamy jak dzieci, jak leci, mamroczemy coś jeszcze, miesza się to z mruczeniem kotów i posapywaniem psów, stado w nadkomplecie odpływa.
Żeby nie było, Rinpoczego trzeba zobaczyć. Budzi mnie szuranie kapci i leniwe przeciąganie się, ziewando poranne, ale już kawę mi niosą i nie ma opcji, na medytację muszę pójść, bo przecież sama chciałam. Ciągniemy się we czwórkę jak odkrojony plasterek kolumny ciągnącej na Leningrad, szuram w śniegu i klap. Siedzę. Rinpocze namawia mnie do odklejenia języka - odklejam, mam czubek nosa? na miejscu, oczy mają być otwarte (tu już mu nie wierzę do końca) sen mnie morzy, bujam myślami, odganiam piernik, odganiam śnieg, co leci mi prosto w oczy, odganiam sen, uaaaaa, nie mogę.
Obserwuję jeszcze przez chwilę to nabożne owijanie guru w muślin zachwytu, kojarzy mi się z kurczęciem pieczonym na kolację, bo ksiądz po kolędzie, bóg w dom, JACIEKRĘCE. Idziemy stąd, Rinpocze. Nie gniewaj się, fajny koleś z ciebie i przez moment wylałeś miód na me serce piernikowe, tymczasem bywaj.
Zbieramy się do balii, zanurzamy w przegorącej wodzie, W. ratuje nas dorzucając wiadra śniegu i myślę sobie, że teraz już nic, nikt, do szczęścia potrzebny mi nie jest.
Urodzona na nowo rechoczę w poniedziałkowy poranek. Guru otwiera mi zamarzające dotąd drzwi jednym przekręceniem kluczyka.
Może mnie kiedyś ochrzczą w Tybecie.

9 komentarzy:

  1. chudzielcu
    kalejdoskop jakiś w głowie masz i ADHD życiowe :) Cudowne to

    OdpowiedzUsuń
  2. do Twojego Starego też przyjedziemy jakoś w weekend, przyjdziesz?

    OdpowiedzUsuń
  3. próbowałam znaleźć ten klub, ale wyswietliła się agencja towarzyska na Świebodzkim:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Towarzystwa tam nie brak, fakt :) A i Świebodzki blisko :) Dam namiary na gg. Nie mogę obiecać, że będę tym razem, niestety. Ale przyjdą jeszcze lepsze czasy!

      Usuń
    2. Trzodę wypasiesz, na piwo wpadniesz. Poczekamy:)

      Usuń
  4. Ah, ah, jakie cudne przygooooody! Uściskowywuję, bo też się mnogo wywłóczyłam tego łikenda!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zamieniłaś serce kamienne, na piernikowe?
    Czy one tak razem, zależnie od potrzeby?
    Tylko nie zgub, kochana, nie zgub!
    Dobre te ludzie, kawę Ci niosą. Nabożne owijanie, Ty kobieta bez lęku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamiennemu na moment się coś wydawało, ale piernik jak za długo poleży schnie.
      Doobre ludzie, najlepsze.
      Pozdrawiam!

      Usuń