biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

środa, 23 maja 2012

eLa!

A fajnie. Wróciła Ela Mielczarek.
Jakieś czarne miasto na Śląsku, wpadam ze Zwierzakiem do kompletnie nieznanych mi ludzi i kończy się tańcem na stole. ElaeLa! Ach nie, to była przecież Bielsko Biała i znowu zakochana byłam w kim nie trzeba.
Lat temu? Dwieście. A z gramofonu zaśpiewała ona i do dzisiaj mam co nucić przy pracach domowych - o, na ten przykład wczoraj ukręciłam ciasto z rabarbarem wg przepisu Dżoany. Wielkie koło leciało wraz z obrotami miksera.

Przepis na ciasto Dżoany jest łatwy do zapamiętania - trójkowo - jedynkowy:
3 jajka
3 łyżki mąki ziemniaczanej
3 łyżki oleju (wczoraj zapomniałam dodać i też wyszło, czyli oleju niekoniecznie:)
1 szkl. mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 cytryna (sok z niej wyciśnięty)
1 szkl. cukru

Potem należy włączyć wielkie koło



i wszystko pięknie zmiksować, w kolejności: jajka, cukier, sok, potem reszta. Kiedy już wylejemy masę ciastową do blachy papierem wyłożonej, można na wierzch, a nawet trzeba, rozsypać jakieś owoce - wczorajsze losowanie wygrał rabarbar. Ważne, żeby całe towarzystwo na końcu upiec, uprzednio włożywszy do zimnego piekarnika, który stopniowo będzie się nam nagrzewał do 180 stopni.
Po około 40 minutach można przestać się ślinić. Można sobie też zrobić dobrze cukrem pudrem.

Latka lecą, rozbijam i sprzedaję samochody, rzucam słowa na wiatr, zawijam kiecę i lecę. A Pani Ela wydaje nowe płyty i dobrze się ma. I jakoś się kręci.

7 komentarzy:

  1. Ja odnośnie tego rabarbarowego... czy się coś uchwało... bo rabarbar w każdej postaci uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że możesz nie zdążyć:) Michał będzie pierwszy i zje to, co wczoraj zostawił:)

      Usuń
  2. bede 21 lipca rano, jeszcze zdazysz nastawic zacierek, kury niosly mi wiele trosk wylacznie, siedzialy na tych swoich jajkach i nie mialam zwierzat. Pomyslalam sobie: moje kury beda robic, co im sie podoba, chca siedziec na jajku, niech siedza, mama i inni znajacy sie na temacie mowili wyrzuc te jajka, ale przeciez chyba by mi tego nie wybaczyly, zaczely chudnac, wyciagalam je na sile z kurnika, zeby cos zjadly, kiedy wstawialam im talerzyk z jedzeniem do srodka, zeby jadly na gniezdzie, wsuwaly ten talerzyk pod siebie i go wysiadywaly, dramat na calej linii. Przyjechal Jan, wypieprzyl jajka, kury natychmiast wyszly z domu i zaczely cieszyc sie zyciem, ogrod mam zdemolowany. Niezbadane sa i krete toki kurzego myslenia, powiadam ci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniu, obowiązek im nie pozwalał wyjść z klatki, bo miały misję. Po zabraniu jajka motywacja do życia wzrastała. Popatrz na nas i przypomnij sobie odjeżdżający z dziećmi autobus. Tak to koko jest.
      A'propos, słyszałaś już może hymn na euro?
      Prześlesz namiary na tą kolonię tatrzańską?
      Dobrze, że 21-go - już wrócę z malowanej Ukrainy, heeeej!

      Usuń
  3. Z tymi kurami tak już jest...
    Bo kura, jak poczuje kurzą wolę, to nie je, co by jaj nie pognieść. Pamiętam z diecięctwa.
    Tylko kura musi być wcześniej w zażyłych stosunkach z kogutem, bo inaczej siedzi na próżno na próżnych jajach, bez zarodka.
    Pozdrawiam serdecznie, Kasiu Ciebie i Jana :)

    OdpowiedzUsuń