Na pewno nic z tego nie będzie, to nie będzie działało.
Ileż razy przy wymyślonej przeze mnie pracy słyszałam te słowa. Gdyby się tak cofnąć do posta majowego z 2010 roku na tym blogu - a specjalnie zrobiłam sobie flashback'a, można osłupieć, porównując ten plac budowy do cudnych kwitnących zarośli, które opanowały wybudowany wtedy ogród.
A Mama siedzi na schodach i mówi: nie wierzyłam.
Pisałaś cudnie Droga M.o hamujących nasze działania słowach, które potrafią nas przyblokować. Wszystko prawda. Teraz ścieram się z oporną materią, lecz słyszę coraz ciszej brzmiące cmokania, niedowierzanie tonie w mieszanej zaprawie, całkiem miło udaje nam się ten wieczór zafugować.
A Mama mówi: jak popatrzyłam z daleka, to ta ściana jest coraz ładniejsza.
Wybiegam naprzód i widzę czerwień cegieł w zachodzącym słońcu, a na rozpiętej drewnianej kratce bujają się nabrzmiałe winogrona.
zakręcona, zakręcooona.
Trzeba wziąć w rękę garść marzeń wyobrażeń, mocno ją poczuć, przecisnąć przez palce i stopniowo sobie sypać na życie, pod słońce, pod niedowiarę, pod grymas i śmiech.
Mam całą beczkę z której mogę czerpać, nazbierałam przez lata, a i kilka okruchów z dachu spadło razem z deszczówką.
środa, 23 maja 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
:DDDD
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!!!
ŚleMY ukłony!
UsuńAkurat w przypadku takich Wojowniczek, jak Ty, przypuszczam, że słowa hamujące i zniechęcające, powodują natychmiastową gotowość do akcji :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że można by Cię "zabić" przedstawieniem czegoś jako łatwe, przyjemne i "dla każdego" ...
Boziu, Twoja beczka! Cudne zbiory i cudna zbieraczka!
Ukłony!
ps. napisałam cudne zbiry, zamiast zbiory :)
Ciekawe co by p.F. na to powiedział?:)
Czasem i wojownik zje budyń.
UsuńCo do F. - cudnego zbira z beczki? Mmmm
:)))
Kochana, budyń to w dzieciństwie i po pięćdziesiątce. Ci nie grozi.
UsuńBardzo lubię budyń :)
Wciąż sobie wracam do tych kilku okruchów z dachu, w beczce z deszczówką ...
Też lubię, ale czasem:) Ciebie lubię bardziej. Co do beczki...zajrzyj do swojej, może nie wiesz? E, Ty też masz, od razu widać.
UsuńŚwięte słowa, Pani e-M!
OdpowiedzUsuńWystarczy słowo zniechęty, a moje dziecię jak świeżo okiełznany arab - rwie więzidło, wierzga,trochę poszarpie ... i do przodu!
A może te niedowiarstwa, cmokania, zadziwienia to tak specjalnie, Córeczko? (Sama nie wiem...)
Marzę o zastępie Paulin, co to jak te konie pociągowe, na jeden gwizdek ciągną, zadem o zad się stykając.
OdpowiedzUsuńWiśta wio, jak już tak koniamy lecimy.
Niedowiarstwa biorą się z niewiary i tyle, jak czad w łazience.
A Ty to tak na lewo1 Wiśta - to albo se powiś albo na lewo kłus, cwał, galop.
OdpowiedzUsuńHejta,albo hetta - to na prawo. Zwykłe wio - na wprost, ot co.
)Mój tato miał konia, to pamiętam.)
albo se powiś - piękne:D Umiałabyś tak na koźle zasiąść i powozić? szacun!
UsuńO tak, cwał cwał.
OdpowiedzUsuńKierunki rozwoju pracy konia, Pani Matka pięknie i prawidłowo opisała. Pozdrowienia!
Paulino, Twoje słowa jak najlepsza gańdzia!
Zaciągam się nimi ja, niepaląca.
No nie mogę, jak czad w łazience ... !
W vice Wersal:)) pachnie towarzystwem wzajemnej akceptacji:)
Usuńa jak sie u konia wrzuca wsteczny, to juz pani Matka nie napisala. Moje kury mialy stosunki intymne z kogutem - prawdopodobnie - nie chcialam ich krepowac swoja obecnoscia i odeszlam na strone. Zaczelo sie od tego, ze moje kury nagle przestaly jesc i zaczely siedziec w domu, mysle, musi chore. Znalazlam specjalnego weterynarza kurzego, bylo USG przewodu pokarmowego, wymaz z gardla, mikroskopowe badanie kalu, a jakze. Diagnoza: kura chce zalozyc rodzine, fizycznie wszystko gra, problem tkwi w psychice. Psuchoterapeuty juz nie szukalam, moj sasiad ma pieknego koguta i odbyla sie randka, efektow nie znam.
OdpowiedzUsuńNie wiem o jakich kwitnacych zaroslach piszesz, ale jesli to te przy twoim domu - zgadzam sie, im bardziej zaroslasto tym lepiej.U mnie z zimowej i zagadkowej plataniny krzakow przy domu wylonily sie: jasminy, duzo bzu, dzikiego tez, reszty nazw nie znam, rosna maliny i czarne porzeczki, czerwone dopiero w przyszlym roku, maciejka, paprocie i malwy od ciebie. No i moja przepiekna czeresniowa panna, zadbana i wychuchana - cala w owocach, szpaki juz czekaja, czekam i ja, bedzie wojna i pojdzie na noze i siekiery
A wiesz, moje malwy wymarzły! I z pięknych, dumnych kwiatów zostały only badyle. Ale liczę na to, że te setki nasion, które do tej pory się wysiały - dadzą radę.
UsuńOpowieść o kurach w Twoim wydaniu zasługuje na oddzielny dział, a kwestia czereśni i ewentualnych starć podnieca mnie bardziej niż euro. Czy będziesz pierwsza? Czy nie dasz się zaskoczyć? Już widzę te dziobate Koninklijke Luchtmacht które atakują, lecz dzielny koń odpędza je widłami.
O, Konik, czy Ty masz widły? Bo ja nie!
Ot - i poczułam się wywołana do tablicy!
OdpowiedzUsuńKasiu, mój ojciec wołał do konia po niemiecku. Dla mnie, dziecięcia wtedy, w zamierzchłej przeszłości , brzmiało to egzotycznie: curik; wiem, że teraz napisałabym zurick.
No, Gniadek był poliglotą!
A co do kur, to na przyszłość pytaj nas (bo mniemam, że nie tylko ja znam na tym blogu kurzecze problemy egzystencjalne) - udzielimy Ci odpowiedzi ZA DARMO!
A na kurzy sex należy mieć oko i wiedzieć, co w trawie piszczy.
Jeszcze raz pozdrawiam.
dziekuje, pozdrawiam i ja. oczywiscie, ze mam widly, mialam i szpadel, ale sie zlamal na chaszczach i wykrotach, ktore atakuje od czasu do czasu. do trzody dolaczyla synogarlica, krora przychodzi codziennie i zywi sie u kur, na moich oczach zlamala sobie skrzydlo, zlapalam ja w transporter i zbryzgana krwia polecialam do weta( tu nadmienie, ze byla to sobota wieczor, okazalo sie ze tu sa calodobowe dyzury weterynaryjne i nie tylko ja jestem nienormalna, oprocz psow zkolcem w lapie i podrapanych kotow byly 2 inne golebie i jez), teraz siedzi w klatce i zobaczymy. wczoraj piekny wieczor z mama i Goska, nie moglysmy sie nagadac, wyciagalysmy tematy z glebi szafy, zapomniane zdarzenia i osoby no i tato - jak brak przedniej jedynki, co nie mozna sie do niego przyzwyczaic
OdpowiedzUsuń