biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

niedziela, 3 lipca 2011

Latamy po wschodzie



Najpierw Suwalszczyzna. Wycieczka płynie leniwie rozkojarzonym autobusem. Zza zaparowanej szyby widać jak szarość zalała niebo. Pracownicy jadą. Na wycieczkę.
Nie można powiedzieć żeby było źle, wszak nie wypada. Można sobie przecież wyobrazić jak jest po drugiej stronie, na rowerze, w lesie, na kajaku; na głazie siedzę rozparta, wydmuchując wszystkie żale świata tego i zostawiając obraz czysty jak łza.



Zakwaterowanie w wariatkowie, pani z łagodnym przebiegiem serwuje nam kawałki karaoke. Sala ryczy, ja ze starym akordeonistą bezczelnie wyciągamy wysokie tony dumki ukraińskiej. Akordeonista ma czerwone policzki, ja czerwone wino.

Wilno! Pokazane przez przewodniczkę jak kolorowe zdjęcia w albumie, jak ciuchy z zachodniego katalogu. Atmosfery nie dało się wyczuć; przeciskamy się z Gugu koło galerii i sklepów z lnianymi szytymi zabawkami, tęsknie wyczekując choć chwili na zwiedzanie samopas. Przewodniczka w czerwonych koralach wciąż ucieka. Tłum ją goni. A nasze oczy przelatują po klatkach miasta i zaułkach wystraszone, że stracą ją z oczu...
Chociaż na małą chwilę. Skręcamy tam, gdzie nikt nie patrzy. Ulica jest opuszczona, kaleka, brak w niej blichtru, który zamazuje obraz całości. Gdybyśmy poznały Wilno pokazane nam tylko podczas tego krótkiego przelotu, nigdy nie miałybyśmy tego doznania prawdy, które tak nas uderzyło.





Cmentarz na Rossie, podobnie jak Łyczakowski we Lwowie przygniata sztuką. Nie sposób go ogarnąć przez chwilę rozpędzonej opowieści. Za mało. Niedosyt wciska się pod powieki wraz ze słońcem, które niespodzianie się pokazało. Uczucia mieszają się jak w betoniarce, niechęć do Ruskich, którzy strzelali do nagrobków, zdziwienie nad chęcią wyjęcia sobie serca po śmierci i zachwyt nad pietyzmem, delikatnością i maestrią wykonanych dzieł.



Myślę, że starczy. Powiewa smutkiem, może z niewyspania, może z niespełnienia. Wniosków za to cała torba, a główny to taki, że tylko samopas, tylko pociągiem i tylko na dłużej. Jak się chce zjeść smaczne danie, to się na nie czeka.

4 komentarze:

  1. Nie byłam tam nigdy. Zawsze sobie wyobrażałam rzewność serdeczną, podlaną alkoholem i wspomnieniami z cudzego życia. Czy niedosyt prowadzi do samodzielnej powtórki?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kilka deszczowych pół-godzinek to stanowczo za mało na to, by "poczuć" miasto. Jest piękne od zadbanej fasady. Gorzej, jak się zajrzy pod... lub za...
    A zdjęcia nostalgicznie urokliwe.

    OdpowiedzUsuń
  3. el, Mamo - dziękuję:)

    M. - nie wiem, czy tam jeszcze pojadę. Wolę zamaszysty, rozhulany, śpiewny i rzewny Lwów, do którego - wiem, wrócę na pewno.

    OdpowiedzUsuń