biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

piątek, 23 kwietnia 2010

Felieton dla Mai

To jest taka pora dnionocy kiedy niebo robi się zielono-granatowe. Siedzę na progu, pode mną schody co to mają być, a pod nimi śpiąca Pani Wąż. Wylatują świetliki i nie przeszkadza im żadna latarnia. Jeszcze czas.
Każesz pisać i zamiast iść spać jak okoliczne ogry – piszę. Dobrze, że Czechy blisko, bo jest przy czym.
Siedzę i myślę, że dobrze się stało, że strych opustoszał i znaleziony przeze mnie myszołów odkarmiony schabem poleciał. No tak, on schab, ja vifon:) A było to tak, że wracając z Ziębic złapała mnie strosna buza, Panie. Lało, gradem waliło, ogólnie żywioł. W lesie, kątem oka dostrzegłam jakiś ruch, zaciekawiona przystanęłam. Wielki, zmoknięty do cna ptaszor taplał się w liściach, co raczej nie jest charakterystyczne dla tego gatunku:) Rzutem kurtki niczym Lara Croft
powaliłam go na ziemię (marchewkę kupiłeś?!) i zamieszkał na strychu, a raczej rozjechał się na nim. Tam został poddany starej, dobrej, francuskiej metodzie karmienia ptaków. Następnego dnia rano także. Po powrocie z pracy poszłam na strych do ptaszka, a ten zniknięty. Rozglądam się, a
tu nagle coś mi nad głową, z belki na belkę. Złapałam go i zniosłam na dół, bo trochę ciepło na strychu było. Znowu go nafutrowałam i siedział sobie rozpłaszczony na sofie.
Podczas zupy:) poderwał się do lotu i wykręcił piękną beczkę po kuchni,
więc uznałam, że chyba czas do domu. Poszłam z nim na dwór, kawałek wyniosłam za wioskę, potem podrzuciłam do góry i poleciał. Szkoda, że zaaferowana działaniem nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, ale mam je przynajmniej w głowie. Strzelił kółko nad lipami, porozglądał się dookoła i poleciał w stronę lasu. Dobrze, że poleciał, szczęśliwej drogi.
Nie nazwałam go, bo wtedy musiałby zostać. Czułam przez skórę, że nawet najlepsza woliera w miejscu szumnie zwanym garderobą nie dałaby mu żadnej satysfakcji. Ale dostałam prezent, bo móc spotkać takiego dzikusa to wielkie przeżycie. Może kiedyś usłyszę przeciągłe hiiiijeee tylko dla mnie?
Jest cicho. Muzyki słucham ostatnio w samochodzie w drodze do pracy. Głośno śpiewam z Jaggerem: How does it feel, How does it feel, To be on your own, With No direction home, Like a complete unknown, Like a rolling stone? I pędzę na luzie z górki do pracy, która dobrze, że jest i że mogę żyć tutaj, na tym malowniczym zadupiu, które na własny użytek nazwałam Manowce.

1 komentarz: