To niesłychane, że można się przenosić tak szybko od smutku do radości za pomocą słońca. Tylko wyjdzie, a już znikają wszelkie troski i jesteśmy naładowani jak nowe bateryjki z biedronki. Porozumienie musi zdać egzamin przed daleką wyśnioną podróżą, tutaj mamy skrawki i to, co ma nastąpić, przeszywa dreszczem. Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Wyczekiwanie końca opadów, przebiegające w pogodnej atmosferze przyniosło oczekiwany rezultat. Czary Siostry Srebrnej, polegające na rysowaniu słoneczka i kładzeniu karteczki na parapecie, potem moja opowieść, jak prababcia odganiała gradowe chmury witką wierzbową - wystarczyły.
Jednodniowy wypad, który zrodził się w chwilę i chwilę trwał, nagrodził nas widokiem pełników (żółte kwiatki na zdjęciu) łąk kosmatych i drzew olśniewających błyszczącymi liśćmi, parujących dolinek, spokojnych owiec i poczucia absolutnego szczęścia.
Prze-prze-piękne zdjęcia! Czuję się jakąś pozytywna zieloną energię bez nawiedzenia. Wyłącznie uwiedzenie przyrodą... Poproszę Izerskie jeszcze wiele razy.
OdpowiedzUsuńBum tarara:) Dziękuję!
UsuńNiech ta droga przed Tobą (Wami) wytarmosi Ci serce i myśli. Żebyś jeszcze długo czuła drżenie i wiatr.
OdpowiedzUsuńFajne zaklęcie:) Zatrzymuję je w sercu.
OdpowiedzUsuńNa drugi raz poproszę o hasło wyjazd przynajmniej 3 godziny przed.;) A w Izerach zawsze cudnie, nawet gdy chmury nisko wiszące.
OdpowiedzUsuńAaaaaale pięknie! Aż za serce ściska.
OdpowiedzUsuń