biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Superkoza


Ano właśnie. Wredne błyszczące kafelki. Dekory dziabane. Niby miały iść na podłogę w łazience, ale wymagają czyszczenia. Siedzę. Na początku jest całkiem miło, gra RAM i puszczają taką muzykę, która każe mi nawet dać głośniej, bujam się, skrobię. A co skrobię? A kafle, a dekory dziabane. Wyrwane ze śmietnika w moim ulubionym sklepie, gdzie metr stłuczki można kupić za 3 zł. No to ja poproszę, ten, ten i ten. Kroję to potem na takie małe i ulepiam.
A tu cała ławica szkliwionych grubo, małych, fantastycznie doskonałych kafli, z tym, że od spodu silikonem parszywym wyciapane.
Skrobu skrobu.
Po dobrej godzinie mam sześć. Zaczynam nerwowo dym nosem puszczać, palce bolą, w kuchni podłoga usłana. W usłaniu suka, która z łapy na łapę, no choooodź, bo ja muuuuszę.
Dobra. Ale żeby mi to było! Co tam będę chodzić, szybciej będzie na rowerze.
Przerzucam smycz z naryjnikiem przez szyję, biorę mego czarnego mustanga i wio.
U mnie cały czas pod górkę. Na razie jadę w dół, nawet nudno trochę, ile można się staczać. Skręcam w las. Mam czas.
Tak się zakopuję w leśne ścieżki, myśląc sobie o tym i owym, że nagle gaśnie światło, jestem w środku niczego i tylko ucieszony - ale już zmęczony pysk mej suki daje o sobie znać odsłuchowo.
Szukam wyjazdu z dżungli, w końcu jakoś udaje mi się z niej wydostać. Jeszcze chwila i już jesteśmy na polnej drodze, ciągnącej się uroczyskowo między kwitnącymi nawłociami. Są oczywiście błotniste, granatowe koleiny, cyka coś miarowo, tłuściutki falujący zad co chwila wbija mi się przed przednie koło, byle moje na wierzchu, byle ja pierwsza.
Albo odpycham zad kółkiem, albo nogą, nie będziesz mi tu głupia suko drogi zajeżdżać. Trwa zabawa w kto pierwszy ten lepszy, nagle niesłychanie ważna woń wystopowuje Bojsę do zera, koleina z prawej, wierzba iwa z lewej, łukiem koszącym lecę w lewo i siedzę później tyłkiem w dół,z nogami w górze, przywalona rowerem, a na tle zielono-granatowego nieba przezierającego przez zbite poszycie z pokrzyw zagląda moja sucz.
Ale co się stało?
Siedzę i nie mam siły się podnieść ze śmiechu, łzy mi z tego śmiechu lecą i jeszcze bardziej mnie to osłabia i nie pozwala wyjść z powrotem. Złapać się nie ma czego, przy każdym ruchu zjeżdżam w dół.
Powoli się wydostaję, wsiadam i jadę, jakiś kot ucieka przed nami ile sił.
Jestem znowu w Nowinie,pod dachem, pijemy serwatkę z kozy. Rozmowa o superkozie, która umiałaby wszystko, jest doskonałą w swoim absurdzie. Czas tyka.

Oczywiście wszyscy mnie szukali. Oczywiście jak mogłaś nie wziąć telefonu. Mogłaś zasłabnąć, zostać porwana, zjedzona przez mrówki. Pełna awaria, dom pełen gości, telefon bulgocze informując o nieodebranych połączeniach. Gdzie jesteś. I nawet trudno by mi było na to wpaść, nawet nikogo się nie spodziewałam. Chwila radochy odciśnięta pokrzywą na gołych łydkach a tu takie spazmy.
Nie będzie błyszczało na podłodze. Po moim trupie. Zresztą i tak robotnicy nie przyszli, bo piątek.

8 komentarzy:

  1. no widzisz...jakbyś wzięła telefon, to na przykład takie mrówki, by mogły po konsumpcji powiadomić Twoją rodzinę, że byłaś całkiem, całkiem niczego sobie :))))
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Odżegnuję się od jakichkolwiek pomówień na temat ochów, achów i spazmów! To nie ja!

    Szkoda, że zawieszenie w próżni trwać będzie 2 tyg. bo urlop...
    Lubię Cię czytać, Córeczko.

    OdpowiedzUsuń


  3. RAM?
    Haitański?
    Czy REM?
    RATM?
    Aa, rozumiem: kości pamięci grają.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cze Siostra, jak się czujesz, jak było w Rze?

    OdpowiedzUsuń
  5. Cze Doro:)
    Piękny Rze, rzewny. Czuję się jak w niebie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. M. - jeszcze nie wracam do domuuuuu, jeszcze idę przed siebie dzień lub dwaaaaa, jeszcze nie wracam do miaaaasta, jeszcze z wiatrem pod wiaatr, gdzie Bóg daaaaa :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. i zabłądzisz..wilki poniosą ;)

    OdpowiedzUsuń