biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

środa, 20 kwietnia 2011

Buzun


Szkolenia, wyjazdy, zatłoczony, zielony Wrocław. Oprócz hotelowego figo fago - dziewczyny na rowerach, sklep z materiałami przemysłowymi (rewelacja) i niebo niebieskie. Uświadomiłam sobie jakim intelektualnym niedorozwojem jestem, wśród planistów, którzy na co dzień zapełniają bazę metadanych plikami XML. Ale tzw. świeży luft w płuco przyjęty, wiem, że nic nie wiem i może kiedyś w notatkach znajdę Twój dom, drogi czytelniku, na ortofotomapie, a nie na zwykłym zdjęciu lotniczym.
Miły był powrót do domu, zerwałam się ze smyczy i poleciałam wywijając ogonem. Nowe kwiaty po drodze do mojego postnego jeszcze ogrodu, odwiedziny mamy, która ni stąd ni zowąd wskoczyła mi do samochodu, by późnym wieczorem buzuna wypić.
Jedziemy w nastrojach dobrych, rozmowa nam się tłucze od tego do tamtego, Stoper trzymany jest za mordę, coby nie wyciapał mi przetartych po latach plastików. Mijamy kolejne wioseczki, by skręcić na Manowce.
W bocznej uliczce widzimy kobiecinę, która siedzi na krawężniku. Mijamy ją, by za chwilę po krótkim trąceniu się sumieniami zawrócić i zapytać, czy nie potrzebuje pomocy. Kurzę na rozjeździe, jesteśmy.
Nogi w grubych rajtach, założone jedna na drugą. Głowa przechylona w bok, ręka przy uchu. A w ręce wielki, biały telefonik.
Mama otwiera okno, wesołe, rozgadane oczy patrzą na nas i wiejski babciowy głos rzecze uroczyście:
-CO?? - A nieee!
Zawijamy beczkę i jedziemy dalej skręcając się ze śmiechu.
I na wesołej fali działamy, bo przecież trzeba odbunkrować ten przybytek chaosu... od czasu do czasu rzucając przeciągłe COO??? A NIEE? i rycząc ze śmiechu.
Tuli-panowie od Joanny, sadzone w listopadzie są zaskakujące. Maj, który nastał w kwietniu - również. Nie, żebym narzekała. To całkowicie przyjemne jest:)
Wieczorem, zaklejonym fugą na brązowo, nie zostaje nam nic innego, jak podsumować ten piękny dzień drinkiem z palemką. I tak oto, moi mili, powstaje buzun, który przyrządza się tak:
1) Bimber od sprawdzonego pana majstra "na słoiku",
2) Chłodna herbata z cytryną z dnia poprzedniego,
3) Biały sok z czarnego bzu, czyli, inaczej mówiąc, sok z kwiatów.
Lać w ilościach dowolnych, pić kulturalnie.
W takich oto pięknych i niepowtarzalnych klimatach, poruszając wątki filozoficzno-plotkarskie, powstała moja druga mozaikowa robótka kuchenna, która kiedyś Wam zapewne pokażę.
Pozdrowionka!

2 komentarze:

  1. pisalam do ciebie przez pol godziny a potem komentarz naszpikowany poczuciem humoru trafil szlag. Zadzwonie i juz

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie o buzunie miało być, a o jajach, "bo świąteczny nadszedł czas..."
    Baby - że są to rozumiem, ale to za mało.
    I Twój cytat: -CO?? A nieee! nie miał tego wschodniackiego zaśpiewu, wyciągnięcia "ooooo" i "njieee". czyli absolutnej wskazówki, że tylko Kresowiaczka mogła tak beztrosko zalec na krawężniku i pogadywać do białej komórki. :)))

    OdpowiedzUsuń