biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

środa, 26 stycznia 2011

Szpital dla nerwowo chorych


Bycie matką niesie za sobą wiele pięknych wzruszeń. Nie jest to jednak funkcja łatwa, o czym przekonuję się co dnia. (Łagodnie zacznę, mam nadzieję, że równie łagodnie uda mi się skończyć.)
Otóż Pacholę moje przyniosło do domu trampki wrześniowe. Były super we wrześniu, przyczepność doskonała, sprawdzona w wielu cresh-testach, brak komplikacji z wiązaniem, kolor możebyć. Wróciły jako styczniowe wraki.
Sklep. Brak godnych następców. Jeden, obok drugi. Nic, będziemy uporczywie szukać.
Temat wywietrzał, dopiero olśnienie poniedziałkowe wieczorne - a co z butami? No nie ma problemu, bo przecież włefu nie było, więc prześmigał w traperkach. A jutro? No jutro będzie. Idziemy rezolutnie na strych, bo mimo tego, że noga rośnie, ilość butów strychowych pozwala na ekscytację bliską doznaniom lumpeksowym.
Są! Nieco przybrudzone, ale dobre, palec swobodnie się rusza 0,5 cm przed gumą ostateczną.
Kłopot polega na tym, że są brudne. Umyj, cierpliwie radzę. Cisza. Poranne pytanie, czy wziął buty i poranna odpowiedź - tez pytanie. Takie brudne mam wziąć?
Hmmm. Lepsze brudne, niż żadne.
Dojeżdżamy pod szkołę, jestem już spóźniona do pracy. Wziąłeś buty?
Yyyyy, zapomniałem.
Ok.
Pędem, przy liście obecności stoi szef z długopisem, wstawia mi wielkie "S". No rozumiem. Racja. Tylko po co później te wszystkie skomplikowane zagadnienia, w których nie ma żadnej orientacji, a wysuwa wnioski. Zadyma na całego, trzęsą mi się łapy, nie lubię niekonstruktywnych awantur.
Zegar tyka, a moje dziecko ma włef za 20 minut. Myślę sobie, że szkoda, żeby przepadła ostatnia szansa na pięć, wspólnie opracowaliśmy zadanie domowe (sic!)które miłościwy nauczyciel nam zadał, żeby poprawić podwójny brak ...stroju.
Buty.
Wyparowuję z pracy, zahaczam o jeden jedyny sklep, w którym jest szansa, że znajdę coś odpowiedniego. Trampki są, ooo, no nawet wyglądają na dobre, mimo, że rozmiar na to nie wskazuje. Ale wie pani co? One są przecenione, bo nie ma sznurowadeł.......
Są adidaski. Nawet rozmiar jest, wezmę 34, bo nogale urosły i już nie 3, a 4. Biegnę z pudełkiem do szkoły, wyrywam dzieciaka z matmy i mierzymy. Czerwień na twarzy, sapanie, za małe.
Biegnę z powrotem, druga runda z pudłem, pod ciekawskim okiem monitoringu z mojej pracy. Są rozmiar większe? A są! Ostatnia para!
Runda trzecia i już jestem pod klasą, wyrywam pacholę, uśmiech szczęścia widzę, noga w but, chwyt za język i...TRACH! Język wyrwany.
Schodzi ze mnie powietrze, mechaniczne uszkodzenia załatwimy w domu klejem. Poliuretanowym.
Piętnasta, myślę sobie, że posiedzę w domu, z nogami na stole i książką, nie będę sobie na razie uświadamiać, że jest to myśl zupełnie nierealna. Wpadam w poślizg i płynnie zjeżdżam na słup, w ostatniej chwili jednak przestaję. Jadę dalej - już wolniej.
Wracam. Chwila w aucie z rękami na kierownicy i tępym spojrzeniem w śnieg.
Powoli się wyłuskuję, wchodzę do domu, sucz się cieszy, oprócz tego cicho.

Pięknie.

Mamoooo!!!
Nie byłem z suką, bo jak zbiegałem po schodach (kuśtyk, kuśtyk) to rąbnąłem kolanem w ścianęęęęę. I pani powiedziała, że jak będzie dalej bolało, to żebyś mnie zawiozła do lekarza.
Szybkie siku, nie ma czasu na duperele! Jedziemy. Ooo, cudownie, kontrolka paliwa już miło świeci na żółto, karta w telefonie umarła.
Czy ma pani dokumenty? Ubezpieczenie? O szlag, nie mam! No jak tak można! Bez dokumentów nie da rady!
Dało radę, ale to nie koniec. Podczas oglądania zdjęcia lekarz stwierdził złamanie rzepki kolanowej. Miękko mi już i słodko, ale zaraz zaraz! Która noga cię boli? Lewa. A złamana jest prawa...
E, nie, może złe zdjęcie, może nie wiadomo, prawa zdrowa? Spoko, lewa też.

Z tej całej radości, pacholę biegnie jak strzała do samochodu.

11 komentarzy:

  1. z rozkoszą oddam się przyjemności "pogadanki o urokach życia". Wieczorową porą. Po zakupach w tescu. Przy martini z lodem.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Każda śni o ideale, a takiego nie ma wcale, no bo gdzieżby, no bo skąd by taki był...". A że jest najlepszy w klasie, załatwia wszystkie (prawie) szkolne konkursy - taki stary maleńki omnibus wiedzy! - to pikuś? Ty Matko Sensatko! Ja tam jestem dumna ze swego wnuka(...no, z drobnymi zastrzeżeniami, fakt).

    OdpowiedzUsuń
  3. w obliczu nowych okoliczności ... ja może to martini przywiozę ze sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No no, fajny dzień. Najważniejsze, że nic Młodemuu sie nie stało, o reszcie najdalej za tydzień zapomnisz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. to niemozliwe, nie wierze ci za grosz, ale jakby zlamal noge to by ci odpadl problem z butami na wf

    OdpowiedzUsuń
  6. wyglada jakby komentarz poszedl! przeciez to jest lepsze od "sasiadow" . Powinnas zamiast bloga pisac do gazety, placa ponoc niewasko. z zapartym tym i owym czekam na wpis jutrzejszy, dumna jestem z ciebie Konik

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniuu! Brawo! jestem również z Ciebie dumna, że pokonałaś holenderski język! Nie będzie wiatrak pluł nam w twarz!

    OdpowiedzUsuń
  8. co nie? sturba ich suka malowana, dziamdzia ich szac zaprzala

    OdpowiedzUsuń
  9. Ech, nic z tego nie rozumiem...
    Może pięć lat temu, zanim definitywnie i na wszechne czasy nie opuściłem kRaju, coś by do mnie dotarło, lecz dziś brzmi to jak bajka o żeliwnym wilku w niezrozumiałym narzeczu opowiedziana...
    Butów w moim domu dostatek, a co jedne to piekniejsze i wygodniejsze, auto tankuję zawsze do pełna, lud dookoła miły, uprzejmy i przyjazny, spóźnienia wkalkulowane w styl życia ("po co się śpieszyć..?"), lekarze no-problemowi, szkoły luzackie, Ignaś piłkę martensami kopał ostatnio... I wszystkiego tego nawet nie zauważam.

    OdpowiedzUsuń