A może to brak witaminy de. Może pogoda. Napadają mnie znienacka szare myśli, jak niebo zamulone, głosy w głowie raczej stękają, niż krzyczą. O ekstazie zapomnij.
Napływają tęskniłki. I takie z czapki wzięte czasem, że zastanawiam się skąd i dlaczego tak. Na przykład ta dzisiejsza, tęskniłka krzesełkowa. Zatęskniłam za krzesłem odsuwanym od stołu w schronisku. Drewnianym, grubo lakierowanym, z odpryskiem. Od spodu może miało numer jakiś, pędzelkiem, farbą olejną pociągniętym.
Cięcie.
Tęskni mi się niespodziewanie, bez konkretu i wyraźnej przyczyny. Z okazji oglądania google maps. Z okazji jazdy samochodem. Coś ściśnie w dołku i nadmucha jak balon do zwilgotnienia oczu.
Nasuwa się jedno wytłumaczenie, że może za długo już siedzę w jednym miejscu, ale świadomość, że mogę w tropikach tęsknić za pierogiem farszem ruskim natkanym nie pozwala w to proste rozwiązanie uwierzyć.
Za tym, czego nie zrobiłam, za tym, czego nie zrobię, za tym, co się nie stało, że stało się właśnie kiedyś, że nie teraz, że jutro, że za mało, za dużo
A idź pani...
piątek, 29 grudnia 2017
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jestem okropna...
OdpowiedzUsuńBo pomyślałam niechby napadało na Ciebie nawet trochę częściej, bo ja to potem uwielbiam czytać.
Dzień dobry po latach ;)
OdpowiedzUsuń