czwartek, 5 marca 2015
Pełnia w Pannie
Wszędobylskie koty, moje i Tatarowe, robią wiosenny konkurs w podsikiwaniu moich drzwi. Mop stoi, przygotowany na najgorsze, moja złość ewoluuje w spokojną akceptację nieuchronnego losu.
Zmywam. Piony, poziomy, cieszę się z kataru i wyglądu mokrych, robiniowych belek tworzących podest pod drzwiami.
Ciszę wieczoru przerywa krzyk ptaka - słychać wielkie przejęcie i coś, co odrywa mnie od wykonywanej czynności - chęć ratowania potomstwa przed sierściuchem, lub inna krzywdą, która go dotyka.
Wychodzę, szukam.
Na Tatarowym dachu siedzi ptaszek. Na tle seledynowego zachodu dobrze go widać - okrąglutki brzuszek i głowa zadarta do góry. Z jednostajnych pisków przechodzi w trel, na który odpowiadają inne ptaszki z różnych zakamarków.
Rozglądam się i widzę. Ogromny, pomarańczowy księżyc wyłania się zza pagóra, witany przez śpiewającą brać jak dawno wyczekiwany mesjasz.
Cały świat jest pełen pełni.
Acha, myślę, acha...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Lubie Twoje słowa (malowane), a właściwie to one pachna życiem jak olejki eteryczne. Ja swoje mysli zamieniam w szkła, wypowiadanie ich słowami idzie mi gorzej. :)
OdpowiedzUsuńśnię chyba... i to już tak na stałe?
OdpowiedzUsuńdzięki za miłe słowa, CzRo :) a odpowiadając na pytanie Agi - nic stałe nie jest, ja najmniej :)))
OdpowiedzUsuńMagiczna sytuacja, to i słowa magiczne! Piękne!
OdpowiedzUsuńo jaaaaaa!!!!
OdpowiedzUsuń