A teraz powiem o swojej tęsknocie za kotem, który zniknął. Zniknął, bo musiał.
Usłyszałam jedynie przez okno jego ostatni dźwięk. Krótki charkot i kot znikł, nawet kawałek łaciatego futra po nim nie został. Nie będzie już otwierał swoich zielonych ślepi przy kominku, ani bujał się przy lodówce.
Szkoda, lecz coś za coś. Benek stał się ofiarą.
Ofiarą na przebłaganie Japy - sąsiada ogra. Ma on nieczułe serce, które tykane przeze mnie prośbami, wydawało sprośne buahaha i czyniło dalej złe i okrutne.
Pewnego dnia umarła żona Japy - chuda i wysoka Ania. Lubiła dziewczyna seks z przygodnymi wieśniakami i fruwała czasem, uprzednio uwaliwszy Japę nalewką, albo czym mocniejszym.
A psa mieli na sznurku i chudy był jak ta Ania.
Gdy Ania umarła, piorun srzelił w Japę i nie wiedział chłop, gdzie oczy podziać.
Siedział na tatarowej ławce, to mijałam go siedzącego z synem na przystanku.
Któregoś dnia zapytał, czy może rano ze mną jechać.
Pewnie, że Pan może.
Przeciągam się przez prawe ramię, by otworzyć mu drzwi. Wsiada, wielkie łapy skłąda na kolanach. Jedziemy.
Koło Góry zaczyna gadać, jakby kto okno otworzył. Że mu ciężko samemu. Że źle. Że kilka tygodni tylko na kawie, bo sen odszedł, jak ona. I że teraz powoli wraca do normy, ale samotny jest, jak palec.
I tu powtarzam mu słowa już wypowiedziane, w innych okolicznościach, prośbą wyśmianą.
Masz takiego dobrego psa. Na łańcuchu, w budzie z blaszanej beczki. Wpuść go do domu.
Widzę pomiędzy malwami żółtego, radosnego psa. Za nim nieporadnie człapie Japa, potem syn.
Ogarnia mnie radość i ta zmiana, wymuszona poniekąd przeze mnie, robi dziurę w moim dobrostanie. Zabiera mi Benka. Lisem lub innym rudym demonem, bo wiadomo, że takie są najbardziej groźne.
Wraca czasem do mnie myśl o nim, gdy jadę samochodem i wzleci niespodzianie jakiś ptak, lub minę na asfalcie rozgrzanym zaskrońca.
Odejście Kota, nieistotne z punktu widzenia kosmosu, jest ważne w moim świecie, którego granice sobie obieram. Zabrakło mi w stadzie, chcę czymś wypchać dziurę i pomału, z każdym krokiem, uczę się przemijalności.
czwartek, 16 lipca 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Smutne, liryczne, piękne. Proszę częściej łowić ulotne chwile, zaklinać czas i zamykać w butelce, bo piszesz Waćpanno do serca i od serca.
OdpowiedzUsuńpod strzechy i do bloku ;) dzięki, Kochana
OdpowiedzUsuńPrzepiękny tekst i kawałek życia krwisty i dotykalny.
OdpowiedzUsuńJestem coraz mniej oporną uczennicą w szkole przemijania, bo otaczają mnie mnogie śmierci i dziwność, obcość mojego ciała.
Jesteś wciąż w fantastycznej formie. Więcej, częściej, bardziej! Uwielbiam cię czytać
OdpowiedzUsuń