biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

czwartek, 24 marca 2011

Plotki



Dzień się robi długi, poranki witają słońcem. Wspomnieć grudniowy i już się człowiekowi zimno robi, jeja jej, jak po rajtach wiało, jeja jej. Szantami nie lecimy, chociaż lubimy. Swoją drogą ciekawe, że w górach tyle się ich śpiewa - całkiem bez sensu. No, ale co dzisiaj sens ma.
A otóż właśnie. Sens, ma czy nie ma, to ludzie wokół. Przeczytałam w jakiejś super-mądrej gazetce reklamowej wynurzenia pani joginki (na zdjęciu taka śmiesznie pokręcona była, aż się P. zastanawiał, czy ta joga na pewno jej dobrze robi). No i pani joginka stwierdziła, że skoro nie zauważamy ludzi wokół siebie, jaki kolor oczu miała ta pani, a jaką podeszwę buta tamten pan, to niestety, ani chybi, nie zauważamy też siebie samych; w natłoku zdarzeń zetknięcie z samym sobą nam ucieka.
Zastanowiłam się chwilę, bo dłuższe myślenie mnie boli, czy pani miała rację.
Mijam dziennie sporo osób, mój wzrok raczej na nie nie pada. Przepływają koło mnie jak patyk koło mostu. Nie przyglądam się im, chyba, że ktoś czymś mnie zaskoczy, wtedy na krótką chwilę otwieram trzecie oko - takie nagłe ŁYP i już. Oko bardzo szybko ocenia, bez żadnych widocznych objawów kwalifikuje ludzi; panie na prawo, panowie na lewo. Okamgnienie. Chwila. I wszystko wiadomo. Jakoś się nie zdarzyło, żeby oko dało ciała.
Co jeszcze dziwniejsze, oko w swojej naiwności (?), wyczuwa ludzi z netu i zawiera wirtualne przyjaźnie. Pała miłością do Doro, Jemioły i Kury, chociaż kompletnie nie wiadomo, dlaczego tak jest. Może działa tu Pani Imaginacja, która siedzi za okiem i czasami przeciera je brudną szmatką, zostawiając smugi.

Pani Imaginacja rusza do przecierania oka, gdy wydaje jej się, że zbyt długo jest otwarte i się zakurzyło, robiąc robotę całkowicie niepotrzebną.

W ramach sprawdzania słów pani joginki z gazetki reklamowej zauważyłam, że pan policjant, który przyszedł do biura w stroju dowolnym miał zielone bojówki. Zaraz po odnotowaniu tego faktu zobaczyłam w nim człowieka. Oprócz tego zwróciłam uwagę, że musiał w młodości przejść ciężką odmianę trądziku. I na co mi to? Już chyba lepiej, gdy był patykiem.

Chwilę później świadomość spływa z dźwiękami trąbki Franka Waltona i powraca na poprzedni tor; zatopienia w kosmiczne rezolutne maszyny, za pomocą których mogę się z Wami łączyć w pary i trójkąty, snuć wątki i splatać supły.

Zdecydowanie wolę tak. Nie wszystko, jak leci, nie podeszwy i ondul pani sklepowej, ale wysuwanie macek konkretnie do tych ludzi do których oko łypnęło przyjaźnie, brudne, czy nie.

1 komentarz: