biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

wtorek, 15 lutego 2011

Pani Duszejko


Rozbijam jajko na patelni, odsłaniam co w środku, przelew i wszystko wiadomo. Proszę podpisywać komentarze, chociaż i tak wiem, Koniu, że to Ty. Ale nie o tym, nie o tym.
Ta ostatnia niedziela, znowu (pac po łapie) bez aparatu, śniegu nie ma, ale ziemia jest zmrożona, idę przez wypukłe pole po zahibernowanych roślinkach rzepaku. Las przed nami i wiadomo, że to nie byle sobie zagajnik, to potężne bukowe słoniowate nogi, jurassic park dla ubogich, karmić się można orzeszkami bukowymi, o ile się zdąży przed popielicami i innym tałatajstwem.

Ciągle widzę dwa sobotnie najprawdziwsze jelenie. Dwaj panowie, z iście królewskimi porożami, którzy biegną po łące i mają pewnie niezły ubaw widząc nasze wybałuszone oczy. Cud miód i orzeszki.

Wracam do tematu niedzielnej wędrówki, mróz paluchi wykręca, wiaterek rześko smaga mi naczynia. Im bardziej, tym więcej, wkręcam sobie różne opowieści, bawię się myślami, wyobraźnia bryka. Dochodzę do starej zwalonej ambony, wypierdziana grochem ławka, tłuste łapy na lufie. Uh, nienawidzę was, mordercy.

Jestem czarną ręką, która w nocy taszczy ambonowe deski i buduje z nich pomału komórki i płotki, uzupełnia ubytki, łata dziury. Muszę strasznie uważać, żeby gawiedź nie skojarzyła faktów. Kilka drabin stoi już za stodołą, te, odpowiednio wysezonowane, nadają się idealnie do kominka.

..............................................................................

Po południu wyskoczyłam do A. Kupiłam jej w piekarni ciepły chleb. Rozsiadłyśmy się w pracowni i temat poszedł dalej. Że rozwalać, to może nie, bo kryminał niechybnie, ale ale! Jest taka pasta śmierdząca, która odpędza zwierzaki a jest niewyczuwalna dla ludzi. Pięknie. Tylko gdzie ją kupić. Pewnie droga.

Przypomina mi się opowieść mojego ojca fantasty, drugi Tolkien...Pracował u Niemca, który miał winnice i gorzelnię - to była bardzo ciężka, ale i przyjemna momentami praca - Niemiec ów dokarmiał swoje dziki, aby mu je było łatwiej zabić. Miał sąsiada, którego czysto i złośliwie nie lubił. Sąsiad też miał dziki, pewnie nawet te same, ale miał też swoje miejsce dokarmiania. Znajomy Niemiec chodził z pracownikami i kazał im sikać w sąsiadowe miejsce dokarmiania dzików, co ponoć skutecznie je odstraszało.

Taaa, czyli są tańsze sposoby na zrujnowanie mordercom życia, metoda prosta, ekologiczna i jakże satysfakcjonująca. Torba browarów i do lasu:)

4 komentarze:

  1. Misja kochana, to już jest misja. Skrzyknij wiekszą ekipę na imprezkę pod ambonę, ewentualnie popytaj, czy ktoś ze znajomych nie ma kłopotów z pęcherzem, traki rodzynek to już VIP - i do dzieła!

    OdpowiedzUsuń
  2. to w w takim razie ty sikasz pod ambona a ja sobie i tak sprawie te 2 kury rzezne jakkolwiek im bedzie u mnie, bedzie lepiej niz...
    A po co sie mam podpisywac

    OdpowiedzUsuń
  3. a kucharz jak raczki pozdrawia mnie z Copacabany. Ze tez jeszcze mu sie nie znudzilo tak bez przerwy imprezowac, tyle mozna w zyciu ciekawych rzeczy robic, np sikac pod ambona, buzka

    OdpowiedzUsuń
  4. aby aby.. zgłaszam się na Vipa..:-)) i to ekonomicznego - bo piwa nie lubię..

    OdpowiedzUsuń