tomka tomka
tomka tommka
idę łąką
jestem łąka
Napływają mnie chmury myśli, jest ich tyle, co źdźbeł i pcheł.
Małe, najszczelniej ukryte przed dopływem ludzkiej egzysty miejsce z domkiem, a wokół róźnorakie olbrzymy skał. Domek skorupka, przyklejony do świerkowego lasu. Pośród tego brodate chrupki, śpiewające piosenki młodości lat mojej mamy, o sprośności świadczących nierzadko, ale z wdziękiem(Inna znów dziewczynka była, a wołali ją Ludmiła). Czerstwe chrupki, z krasnoludzkim rechotem, piekący chleb dzisiaj, gdy wczoraj zasłużyli na piekło.
Potem, a raczej przed tym, Milulov. Nie, Mikulov. Mikulove.
A więc ucieczka od szacownego grona zorganizowanej wycieczki i łazęga. Na tyle chwil, żeby się wyciągnąć dało więcej, a już nie w sztampie i utartych szlakach, bez zegarka, niestety. I kurcze nie da się, wciąż cię ściga umówiona godzina. Nie ma tego, że zwijasz się z łąki kiedy chcesz, a już na pewno nie chodzisz po zakamarkach. Jesteśmy w oparach czapki niewidki, chociaż wszyscy na nas patrzą i kręcą głową. To już nie było śmie szne.
Mamy coś do zrobienia, plan się zakradł i gotuję się do startu. Z jakimś takim przekonaniem, że wir zdarzeń będzie szalony, jak kolorowe paski na plecaku od Władki, z którą lubię tańczyć. Poruszamy się jak dwie jaszczury na łapach tylnich, przednimi zagarniając szeroko. Rytm. To jest fajne na koncertach z Władką, ten chód jaszczury co wie. Ale nie powie, tylko łypnie okiem. Zadowolona.
Jaszczury i jaszczurki szykują się do dorogi, żeby rozłożyć się na nagrzanych, czerwonych skałach. Kaukaz jest bardzo daleko, jak dla mnie. Jak daleko jest Kaukaz... może to tylko kwestia dobrych butów. Śmieję się, gdy słyszę odgłosy pcheł skaczących po mapie. Każdego razu trasa jest inna. Moje przygotowania ograniczyłam na razie do zakupu koszulki w paski, bo może morze będziemy mijać, a nieodparcie powraca do mnie obraz wilka i zająca, zaprawiony stylistyką sowiecką na wesoło, którą z dzieciństwa lubię i pamiętam. I tego się spodziewam. Dobrych wujków i ich żon, schowanych w zaciszu domu. Gościnności tego domu? Może nawet nie, przychylności, coby gdzieś koło marchwi namiot rozłożyć.
Brak planu w wykonaniu Srebrnych jest o tyle straszny, co zabawny. Przecieram oczy na Serbię. Ale luz. Była Rosja, był prom Utopia, była Turcja i nagle trach. Serbia. Patrzę na mapę i podziwiam. Szybko i cudownie. Nawet jeśli w Serbii przyjdzie nam zamieszkać. Wolę to, niż Rumunię. E, Rumunia też mogłaby być. I chyba cieplej nawet. Ale historia bardziej skomuszała i smutna. MOże dlatego, ze nic nie wiem o Serbii? I teraz widać, jak różne mogą być spojrzenia, a czy kierunek czterech par oczu może być spójny i nieskażony chceniem, czas pokaże.
Dryfuję? Wierzę w pomyślny północno-zachodni wiatr, który nas zmyje. Każda wersja mi pasuje. Wersję wiz i Rosji tylko nie mam rozkminionej, ponura mi się zdaje być i sieriożna.
Pchłę złapałam z koca, a meszki mnie obsiedli w Karkonoszach, dając świadectwo nieuzasadnionej złośliwości. Po co Bóg stworzył muchę, zapytało mnie kiedyś dziecko i trudno mi było znaleźć przekonującą odpowiedź. Nie chciałam wypaść jak kler. A wypadłam. Blado.
Tak czy siak, wiara w powodzenie jest motorem bycia. Motorem też będziemy się przemieszczać, a kolejnym punktem, który mamy zrealizować przed wyjazdem jest obejrzenie pewnego filmu. I tyle.
poniedziałek, 1 lipca 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A jaki to film? To chociaż sobie obejrzę zazdraszczając wam nieokiełznanej podróży.
OdpowiedzUsuńPatrząc na twe fotki coraz mocniej kocham Czechów :)
:) Wiemy, wiemy że masz do nich słabość:) Prozaicznie easy rider.
OdpowiedzUsuńtu odpadlam, K.
OdpowiedzUsuń"...Ja już jedno łbem kołyszę,
OdpowiedzUsuńDziwując się, co tu słyszę.
Bo my jedno przysłuchamy,
A z daleka zaglądamy,
Dziwując się, co się dzieje..."
Kłaniam się wraz z M. Rejem, bo mi słów brak!
[wzdychhhhh] ;***
OdpowiedzUsuńdouble wzdychhhhhhhhhhhhhhh
UsuńA tymczasem, w sobotę... :)))))
OdpowiedzUsuńsiostro!nic się nie martw, będzie dobrze!daj się pooooonieść fali...
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowo, wzdychy otuchy i rozmarzenia...
OdpowiedzUsuńFajnie, że jesteście, a to, ze Aneta się zaszyje u mnie, to już w ogóle jakaś niesłyna histaria...czekam na nią niecierpliwie, a Wy możecie ją przecież nawiedzić i umilić jej czekanie na mój powrót:)
:D Tak! Trzeba mi będzie umilać! ;D
UsuńJakie zdjęcia... brak mi słów
OdpowiedzUsuńTo już w sobotę?!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, że przygoda czeka na wyjeżdżających i pozostających.
Ekscytuję się jakbym też miała :)
Podróże, podróże... jutro wieczorem z przyjacielem wrzucamy rowery w pociąg i zmierzamy do Szklarskiej. Trochę się pokręcimy a w sobote 3VIII będzie ostra walka na trasie Maratonu Karkonoskiego. Oj bedzie rzeźnia bo bez treningu a z permanentną kontuzja to nie ma co liczyć na lekko łatwo i przyjemnie:-)
OdpowiedzUsuńPit