biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

wtorek, 31 stycznia 2012

Tęskniłki

Znowu Kaman tarabani rano o uszy, w sensie że budzik męczy świadomość, biegnę na wyścigi z Bojsą, ona - by spod śniegu jakiegoś śruta zeżreć, ja - by w drewutni natrzaskać jakiś suchych belek, co mi z remontu dachu zostały.
A biegnę ubrana tak: Szara piżama z ogromną żabą w koronie na piersi, do tego fioletowy szlafrok z polaru w zielone arbuzki z łapkami, na to brązowa puchowa alaska z futerkiem, zielona czapka smerfeta wydziergana przez Mamę. Całość dopełniają buty trekingowe, założone na gołe stopy. Wieeem, pięknie:)
Trzeba wytężyć niedobudzone zmysły, coby zmrożone paluchi nie zostały odrąbane.
Już, trzaska.
Michaaaał! Michaaaał!
Lube dziecię podając talerzyk, zawisło na drzwiczkach od kredensu, odłupując je od spójnej całości. Perfidnie pękły wzdłuż dziur nakłutych gwoździami mocującymi zawias. Stałam na środku kuchni piszcząc, przyłożywszy teatralnie ręce do ust. Kredens wytrzymał drugą wojnę światową, szaleńczy transport po górach zimą, a trafiony został ręką jedenastolatka. Czy może czasu....
Naprawdę się staram. By cholera, co to ją w sobie mam, nie wylazła po całości. Spycham ją do środka i ubijam jak w moździerzu. Puk puk puk.
Potem szukamy klucza. Potem szukamy rękawiczki. Jeszcze kot uciekł nasrać do kwiatka zapewne, a niezrażona niczym Bojsa kręci się i wszystkim pomaga waląc ogonem po nogach. Tyk tyk, bim bom i nie wiadomo, czy to czas się huśta na wahadle, czy może moja bomba zegarowa.
Znowu spóźnieni wsiadamy do auta, by jechać na czołgistę do pracy. Sypią się słowa, bo ty to zawsze, bo ty to nigdy, a za oknami miga nam zima skuta jak luty.
I gdzie ten spokój OM? I gdzie czas na spokojne skupienie się wewnętrzne? Eee, ściema dla samotnych. Ci, co mają dzieci nie mają olśnień metafizycznych tak pięknych, jak klucz znaleziony w pralce, kot złapany na pustyni, czy odnaleziona przypadkiem skrobaczka do szyb.
Skąd tęskniłki? Bo gdy emocje już opadną, pakuję się na swój stołek i obmyślam plan na sobotę. Będzie dużo czasu. Na szukanie.

http://www.tenpieknyswiat.pl/2010/02/10/trasy-narciarskie-w-gorach-stolowych

4 komentarze:

  1. Szkoda, że nie masz zdjęć w stroju porannym :)
    Ta żaba w koronie, duże bogactwo wróży! :)
    A na podduszoną cholerę, to jakiś wentyl bezpieczeństwa by się przydał. Wytańczyć ją, wyśpiewać na całe gardło? Tylko kiedy? Bo rano nie ma czasu, a później, to już cholera śpi.
    Zajrzałam do linku - mmmmmm ... Cudnie będziesz miała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się za często TU nie wchodzić, bo zostanę posądzona o kumoterstwo (albo jakie inne powinowactwo...).
      Ale jak się nie zachwycać polotem mojej Córci!?
      No przecie tworzy metaforyczne perełki!
      Np. to "...czy to czas się huśta na wahadle, czy może moja bomba zegarowa."
      No i nie będę się przecież skarżyć, że szkoda mi mojego jedynego wnuka...

      Usuń
  2. M. - oczywiście jak się uda:) Masz rację z tą cholerą, później przechodzi.

    A Pani mama to nigdy swoich dzieciów nie broni, tylko ciągle wnuki:) a ten komplement to se zaraz wydrukuję normalnie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj też bym chciała zobaczyć kreację poranną.... Choć pewnie stwierdziłabym, że to sen-nie-jawa i odwróciła się na drugi bok nie dowierzając oczom.

    OdpowiedzUsuń