biere nożyczki

I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.

wtorek, 13 września 2011

Pustaki


No i stałosie. Stało się co miało się stać. Nabrawszy dużo w płuco lewe szszsz, płuco prawe szszsz powiedziałam w końcu to, co się gotowało w głowy kotle. Oczywiście na tyle, na ile można było. Na tyle grzecznie, by nikogo nie urazić. Na tyle mało, by nikogo nie zabić. Niech się dzieje, co chce, wylało się mleko! Potem usiadłam na grzędzie i patrzę, co będzie.
A tu lipa! Wszystkie moje wytoczone działa i armaty, argumenty o biegunach na nic się zdały i zostały zbyte lekkim wzruszeniem ramion.
Teraz czuję się jak taternik, który wspinał się na turnię we mgle a okazało się, że z drugiej strony łatwiutki trawers zygzakiem pomyka.
I co? I nic! Nic się nie zmieniło, chyba tylko to, że moje stopy głębiej w piachu zakopane.

4 komentarze:

  1. Koci zadek i noga, która niemal kopła - co za napięcie! Na pięcie plaster!
    O bosze, Siostra. Dlaczego my bliżej siebie nie mieszkamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A może ten kot ma to wszystko w centralnym punkcie tego ujęcia?
    A siedzenie na grzędzie ma też swoje zalety, nie?
    Wiesz, że przyzwyczajeni do angielskiej pogody, traktują ją jako stan normalny?

    OdpowiedzUsuń
  3. Doro, zachodzi obawa, że gdybyśmy mieszkały blisko, przepaliłyby nam się styki.
    Magdo, nie o pracy. Absolutnie.
    Mamo, nie chcę życiowo tyłka odgniatać.

    OdpowiedzUsuń