Przyjmuję moje tęsknoty. Widzę je, jak nadciągają i nie będę udawała twardego drewna – niech płyną sobie, przenikają mnie całą i odchodzą zabierając okruchy wrażeń i myśli, strzępki historii.
Ten program tęsknoty mam wbudowany rodowo, być może. Zawsze to, czego nie ma, rodzi ją i najlepsze jest to, że obiekty się zmieniają jak w kalejdoskopie. Z chwili na chwilę.
Bądź sobie tęsknoto, trwaj, wypatruj na horyzoncie bóg wie czego. Jak odwieczna tułaczka, wielkie oczy zaszklone, zmarszczka przy ustach.
Obserwuję te przepływy i szanuję, są całkowicie nie moje.
Projektor wyświetla film – kolorową mozaikę miejsc i twarzy, serce podrywa się na moment i znów opada w ciepły kokon żył, wszystko już było i wszystko będzie.
Usiądę i popatrzę, obserwator z boku, narrator powieści która pisze się sama.
Thanks for your invaluable advice and expertise
OdpowiedzUsuń