poniedziałek, 12 września 2011
Grzecznie i z rozumkiem
Tego sobie zawsze życzymy z bratem na wszelkich uroczystościach. Rozumku! Poklepanie po łopatkach, błysk w oku i wiadomo. Bo ja fajnego brata mam, nie wiem, czy mówiłam. A jak nie mówiłam, to już mówię właśnie, chociaż nieprzewidywalny jest dość mocno. O, zwiał mi ostatnio sprzed nosa bez pożegnania. Uprzednio nocnym szukaniem procentu po wsi zamęt wytrąciwszy i śpiewem gitarowym tyż (jak szły JESIONY?!)
No ale nie o bratu miało być ino o rozumku, co to mi go ostatnio jakoś nie staje. Bo po co mi rozumek. Rozumek, z tą całą swoją perfidną maszynerią nakręca tylko przewidywalne scenariusze, a mnie niestetyż kręcą te na opak. Kręcą mnie jak cholera, rzekłabym i o ileż więcej radości niosą ze sobą. I o ileż więcej.
Skąd mi się wzięły te dramatyczne powtórzenia? Idiotyczne.
Miało być , a, o rozumku.
Rozumek podpowiada rzeczy, które, mam wrażenie, są kwadratowe. Unormowane, bezpieczne i przeraźliwie nudne. Miejsko obserwacyjne, jak ta mieszkanka Bolesławca w oknie:)
Nierozumek za to, inaczej zwany sercem, co to niektórzy na dłoni, a niektórzy jak głaz, potrafi sprawić tyle niespodziewanych uniesień. Tyle niespodziewanych.
Nieogarnięcie rozumkowe daje mi szczęście, które potem się obraca w parszywe dżdże i jesienną chlapę, o noszeniu drewna nie wspominając. No, ale coś za coś, nie?
Szloniu, a Jesiony szły tak:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ty cholero jedna! Coraz bardziej Cię lubię. Coraz bardziej.
OdpowiedzUsuń:)
Rozumek nakazał wyjaśnić, że pisane było pod wpływem emocji i dlatego.
OdpowiedzUsuńhehehehe, odpuść mu:)
OdpowiedzUsuńHehehe, hihihi, hahaha - śmichy-chichy, a kobieta patrzy tęsknym okiem w dal i kto wie, o czym marzy...
OdpowiedzUsuńCo Wy wiecie, młodociane, o tęsknotach takich pań. Nadal czują się, jak księżniczki , ale - niestety - uwięzione w ciałach żab...
W dodatku owa ta z okienka podziwia przecież paradę glinianą, nie?
Co do reszty - się zgadzam - masz świetnego brata - FAKT!
W tej chuście i w kwiatach! Co za kadr!
OdpowiedzUsuńOna patrzy za horyzont zdarzeń.
swiete slowa pani matki dobrodziejki, skad wiesz koniu, czy ta pani w oknie nie dala czadu na Woodstock i nie miala ( nieslubnego) syna z Hendrixem? A? Chociaz sadzac po jej wieku predzej z Bismarckiem.Sama tez tak bedziesz kiedys w oknie kwitnac i oj, bedziesz miala co wspominac
OdpowiedzUsuń:))))
OdpowiedzUsuńDziewczyny, życie mi umilacie:) Wszystkie do cna!
Rozpędziłam się z tym Dżemem i wcinam muzycznie, blues Alabama nogę mi rozbujał:)
Ni thuja nie będę Julią wierną na balkonie, Koniu! Prędzej mi chustka ze głowy spadnie, a sztuczna szczęka w rozjarzonym uśmiechu gdzieś na komarze pomknie! Amen!
Kwitnie w oknie - nabrało nowego wymiaru:)
OdpowiedzUsuńRozumny rozumek nic nie ujmuje. Pomaga raczej rozróżnić, gdzie prawdziwe szaleństwo a gdzie fuszera. Bo czy nic bardziej przykrego człowieka spotkać nie może, niż wpadka w lewy szalej? Tak rozumiany rozumek, albo kemuzor, gdy pokuszę się o odwyrtkę, może być artykułem pierwszej pomocy i uchronić serce od skalania lipą.
OdpowiedzUsuńAle tak właściwie, to ja się nie znam. Obie nogi kuleją i podcinają się nawzajem.
Cytuję pani A: „Najdłuższa droga świata, to ta z serca do rozumu, czy tam odwrotnie” koniec cytastu.
Dziwne to, bo blisko jednemu do drugiego. Na oko zaledwie z 30 cm. Szkolną linijką zmierzysz. Rozum na górze, zamknięty w twardym globusie, nadziany na szyję o lewo i prawo skręcie. Na dole serce, też uwięzione w jakiejś żebrowej pieczarze. Też zabezpieczone kością, tylko bardziej wentylowane, ale bez możliwości obrotu i widzenia rzeczy z różnych stron.
Wychodzi na to, że środek drogi wypada gdzieś w gardziołku.
I tam najczęściej ludzie dochodzą do porozumienia.
No to bruderszaft!
Rozumek, bardzo mi przykro, Jemiołucha.
Kurcze, w młodociane wpadłam, a blisko mi już do zakwitnięcia w oknie ... I będą się śmiać okrutnie.
OdpowiedzUsuńA tymczasem nawet nie mogę wyczaić kto jest koniem, bo mi się wydaje, że są na zmianę. Właściwie klaczą.
Bardzo mi się podoba środek drogi, służący do porozumienia.
Zatkało mnie gdzieś w gardle, że moje bajdury do tak głębokich przemyśleń Jemiołę skłoniły - dzięki Ci, mądra głowo.
OdpowiedzUsuńKonie są dwa, holenderski i ja. Stąd zawirowania.
jak but bez obcasa, jak piwo bez pianki, jak młode ziemniaki bez zsiadłego mleka, tak rozumek bez nierozumku i na odwyrtkę. Czyli ani rusz.
OdpowiedzUsuńwypraszam sobie, w zadnym razie nie jestem holenderska, patriotyzm wali ze mnie az sie kurzy i swiszcze, mieszkam tu na razie i tyle. na pytanie, kto jest koniem, chetnie odpowiem, bo nie jestem anonimowym alkoholikiem: Katarzyna Kromer, do uslug, imie ojca Ryszard, nr buta 38, stan cywilny rozwiedziona, pozdrawiam krewnych i znajomych Konika
OdpowiedzUsuńHAhahahahah, ihahahahah ;D
OdpowiedzUsuńOoo, no to witaj Kaśka! :D
OdpowiedzUsuńCo Koń, to Koń:)Doro, nie rżyj:D:D
OdpowiedzUsuńKonie są fajowskie - powiedziała mała koniara.
OdpowiedzUsuń