wtorek, 10 stycznia 2012
Gusła II
A tak, wreszcie można wziąć głębszy oddech i przestać chodzić na palcach. Wszyscy szczęśliwie wrócili do swoich łóżeczek i szczoteczek do zębów, zegar buja wahadłem jakby nigdy nic. Chwile strachu za nami, nie trzeba szukać szczęścia w nyskiej bazylice, przy mamleniu księdza, w towarzystwie klekotu szczęk dewotek.
Uciekamy w radosnych pląsach, z wyrwaną rurką, nową sprężynką w sercu. Teraz już nic się nie stanie.
Jadę tu i tam, wszystko widzę przez pryzmat Miedzianki, mieszają mi się ludzie, którzy odeszli, wypędzeni Z, z tymi, których - jak to wczoraj usłyszałam, wypędzono DO. Pisałam kiedyś, że marzy mi się cofnąć w czasie do momentu, w którym Niemcy wyjechali, żeby zobaczyć to, co moi dziadkowie zobaczyli po wyjściu z pociągu w Złotoryi. Przejechać się uliczkami wyludnionych miasteczek na czarnym rowerze.
O, już za mną ta wizja, przepalona fotografia, zapach małych pełnych różyczek zwisających z ogrodzenia. Za dużo łez i żalu, strachu i niepewności. Teraz wiem, że mieszkam na zgliszczach. Stara Anna przechadza się czasem po moim domu, patrzy na mnie z nienawiścią w swoich niebieskich oczach. Nie tak, jak Smelowa, co z ciekawością do garów zaglądała, bardziej wścibska, niż złośliwa. Anna jest dumna i ma usta w ciup. Poszła mi stąd.
Pięknie mnie dziecko naprowadziło, że żadna tam wiedźma ze mnie,ino wieśma. Jak wiele innych dam zaglądających tutaj. Co, może nieprawda? Wieśmy lubią wiejskość, szukają jej na krawędzi dobrego smaku, w serdaku z cekynamy, papuciach z haftem, kiecce kwiatkowanej i falbanie niesfornej, iiiiii ja.
Miał być wyjazd do dalekiej Holandii do Konia co pracuje. Powodem miało być zawiezienie niebieskiej miski na pranie oraz kilku kilogramów pierogów i wychatranego z rowu korzenia. Plan był dumny jak paw, ale nie wyszedł. Najpierw wykruszyły się wszystkie z mających podróżować Katarzyn. Później wykruszył się paszport Michała, który zaległ w miejscu nieprzewidzianym - u Mamy. Natomiast sama Mama, w sposób przewidziany trafić miała za chwilę w biel i rurki.
No i się zesrałem.
W takich okolicznościach to zrozumiałe.
Nie w takich okolicznościach. Teraz.
Mam więc całą niebieską miskę na pranie pierogów. Miały być zamrożone, jak obiecałam Koniowi, niestety, panie, głód na wsi i paczka po paczce znika. A Koń dzwoni i się skarży, że się ślini. Selawi.
Za czary okiełznane, myśl wierną i wspartą, wdzięczność mnie przepełnia. Schylam głowę i mówię, dziękuję. Pompowana wesoło krew bulgocze. No dobra. Przestanę palić papierosy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Iiiiiiiiiiiihhaaa! Przestaniesz palić! Hura!
OdpowiedzUsuńBiedne pierogi, biedny Koń!
A z wejazdem do Sadu jak było, też kataklizmy! Hula jakiś dziwny halny po świecie, Pani. Dobrze, że już wszystko dobrze, czas sił nałapać w niebieską miskę. Pozdrowienia!
Pisz dalej, pisz o niebieskiej misce pelnej pierogow, ty to sie lubisz poznecac. W zamian ci napisze o worach, wiadrach a wrecz wagonach kanabisu, wsrod ktorych przeciskam sie zeby zrobic chociaz krok. Wszystko tu mam, co tylko sobie wymarze, oprocz kamieni i historii zamieszkujacych okoliczne niwy
OdpowiedzUsuńa z twojej mamy twarda sztuka i tak trzymac i o to chodzi i brawo Luska
OdpowiedzUsuńAmen, rzucaj palenie biorąc przykład ze mnie, niepalącej już kilka dni. Niestety i skutki uboczne są czyli nerwowość i nadmierny apetyt, więc broń cię panie boże o pierogach mi tu nie mów, bo głodna jestem niesłychanie.
OdpowiedzUsuńWielkie pozdrowienia dla mamy! Ależ jest odważna! Ja bym uciekła z wrzaskiem, chyba żebym już nie mogła ...
OdpowiedzUsuńMieszkam w domu podwójnej rozpaczy - wypędzonych i przypędzonych. Jesteśmy tu pierwszymi z daleka i z własnej woli. Jak będzie?
A co do pierogów i Konia, to przecież co się odwlecze, to nie uciecze!
Bardzo mnie zaintrygowałaś bazyliką nyską ???
Naprawdę spróbujesz nie palić?
Dziękuję za pozdrowienia w imieniu Mamy i własnym, dodam jeszcze, rzucanie palenia jest łatwiejsze niż rzucenie chłopa, chłopy bardziej uzależniają:)
OdpowiedzUsuńCo do pierogów......mmmmmmmm....
M. jak to jak to będzie. Dobrze będzie!
To Siostra bazylikę nyską też chciała spalić? o_0
OdpowiedzUsuńOna sama się spaliła kilka razy, nie będę do tego ogniska drewna dorzucać. o.
OdpowiedzUsuńJestem, jestem i dziękuję za życzliwe słowa otuchy dla mnie i Pauli.
OdpowiedzUsuńAleż z niej panikara! Przekazałam opinię kardiologa, że to wina palenia nawet dwu papierosów dziennie, a ta już na starcie! Ciekawe, czy tą razą dobiegnie do mety?
Bo rzucanie jest łatwe. Wiem, bo robiłam to wielokrotnie. :)
Udało się w 2005 r. i od tej pory ANI (czyli mnie) JEDNEGO!
wszyscy z "ziem odzyskanych" jesteśmy naznaczeni melancholią, rozpaczą wypędzonych z i do.
OdpowiedzUsuń