poniedziałek, 2 stycznia 2012
Do widzenia Czwarty
Czwarty został oddelegowany na placówkę pod Lądek Zdrój. Jeździł w aucie, jakby całe życie za kierownicą spędził, pełna kultura i zero płaczu - gdzie mu do pięt ta miaucząca bestia, którą wieźliśmy do Holandii, przez 11 godzin wrzask i pomstowanie:)
Wiedział prawdopodobnie, że zamienia kijek na siekierkę i że ta młoda czarowna osóbka zamierza go rozpieszczać z całą intensywnością matki jedynaka. Już za nim walka o byt i wbijanie się przez okno, molestująca sucz i dzika horda kotów zwalczających rywala.
Zrobiło się luźniej pod lodówką.
Jednak stary Rabe miał rację, jeszcze tylko koza mi potrzebna.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Absolutna ambiwalencja - bo dobrze, że teściowa wpadła do przepaści, szkoda tylko, że moim samochodem...
OdpowiedzUsuńPolubiłam Czwartego, zwanego przeze mnie Szafirem, ale mój Miziak miałby mi za złe (nie wspominając o Stoperku!)...
Ale jest tylu wierno-poddanych kocich...
:) ambiwalencja jest wtedy, gdy stoisz przy półce z kocią karmą i z jednej strony puszki, a z drugiej...ho ho, ile w takim sklepie fajnych rzeczy można kupić...
OdpowiedzUsuńNo i pozbyłaś się kocioka jednego
OdpowiedzUsuńJak to się robi, że pies kocha się w kocie? mój pan Kukawka to pies na koty. daje słowo, jak to się robi?
OdpowiedzUsuńBo ja wiem? może w kupie siła?
OdpowiedzUsuń