wtorek, 24 maja 2011
Salix lapponum
Źródło: wiki coś tam
Opowiem Wam historyjkę o małej wierzbie, którą pierwszy raz zobaczyłam w Norwegii i zakochałam się z wzajemnością zapewne, ale o tym później.
Pierwsze opory, coby wyrwać sobie kawałek tej małej srebrzystej roślinki i introdukować na rodzimy grunt były silne, lecz za drugim podejściem opadły do zera. Wygrała żądza, jak to ona ma w zwyczaju:)
Na skalistych zboczach Gaustatoppen zobaczyłam wystające ze śniegu patyczki. Wyszarpałam niecnie i wsadziłam do samolotu owinięte w zmoczony papier toaletowy. W domu trafiły do szklanki z wodą i namawiane wielokroć wypuściły białe wąsy korzonków.
Cóż za radość! Roślinka po okresie rekonwalescencji doniczkowej zapuszcza wreszcie korzenie w ogrodzie.
Rozmawiamy sobie "bez planu" z M. w Karkonoszach, treeworker, więc świat roślin jest mu bliski.
- Taka mała wierzba? Srebrzysta? Aaaa, to nippońska, rośnie w Kotle.
Ooo nie, mój cały zachwyt nad własnym sukcesem pęka jak mydlana bańka. To ja ją wiozę, lecę na skrzydłach, chucham i dmucham a ona sobie bezczelnie w kotle karkonoskim siedzi i udaje jakiś zagrożony wyginięciem nanofanerofit?
Tak właśnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przypomniałaś mi moje wakacyjnie parcie, jak tu zaimplantować na rodzimy grunt woskownice.
OdpowiedzUsuńOjej, mam dla Ciebie zadanie. Dziwny krzew spotkałam przy okazji kajakowania. Wyszłam na siusiu a tam takie dziwy! Zerwałam oczywiście, do domu przywiozłam, ususzyłam owoc, czy też kwiat. Nie wiem co to. Ale ładna cholewa. Pstryknę foto oko temu co zostało. Może będziesz wiedzieć cóż to. I czy jest szansa coś takiego pod balkonem zasadzić? Część się teraz moczy i rozmięka ( nie wiem po co ) a druga reszta sucha jak pieprz na parapecie się opala. Szczątki materiału poglądowego dostarczę na dniach :)
J
dobra:) jesli mówisz, że kajakiem, że niby kwiat niby owoc, to może to to?
OdpowiedzUsuńhttp://www.luskiewnik.pl/blog/wp-content/uploads/2007/10/trzmielina_4.JPG
o cholera!
OdpowiedzUsuńa co jadłam dziś na śniadanie?!
no?
OdpowiedzUsuńno! bezbłędnie podałaś jak na talerzu :)
OdpowiedzUsuńłuskiewnik różowy, fiu fiu
Da redę to samemu wyhodować pani Magister?
NI, Kochana, to się nazywa Trzmielina Brodawkowata, wczoraj taką w rowie wykopałam, ale jeszcze zostało dużo, dla Twojej łopaty:)Porządna roślina, nie ma wymagań:)
OdpowiedzUsuńJak to jest z tą trzmieliną hę?
OdpowiedzUsuńwikipedia opatrzyła ją trupią czaszką
" Roślina silnie trująca: Wszystkie części rośliny, ale przede wszystkim owoce zawierają glikozydy: ewobiozyd, ewomonozyd i ewonozyd[3]. Zatrucie trzmieliną zwyczajną powoduje osłabienie, wymioty, biegunkę, dreszcze, konwulsje, zaburzenia w pracy serca, paraliż, a w końcu śmierć[4] . Za śmiertelną dla dorosłego człowieka dawkę uważa się 35 owoców[4]"
A tu znalazłam sympatyczny przepis na syropek :)
http://rozanski.li/?p=127
I apeluję o wpis rolniczy, z opowiastką co kryje, bądź też obnaża, Twoja przydomowa gleba.
OdpowiedzUsuńJ
Ostatnio "obnażyła" poniemiecką maszynę do szycia, znanej firmy SINGER...Szkoda, że taka zardzewiała...
OdpowiedzUsuńhaha, przydomowa gleba kryje mnóstwo tajemnic, niektórzy szukali (i nadal liczą na to) bursztynowej komnaty, ale póki co jedynie bursztynowy szlak przebiega za domem:)))
OdpowiedzUsuńObiecuję opowieść rolniczą:)
Tez widziałam ten przepis na syropek, skontaktuj się z panem - jak żyje - można robić:)