poniedziałek, 27 grudnia 2010
Posypały się ziemniaki. Dziura w worku, cerowana wielokrotnie, znów pusciła na szwach. Siedzę teraz i nie wiem, czy zbierać, z uporem łatać, czy kupić całkiem nowy worek. A do tego chęć, żeby je wszystkie naraz upiec i zjesć też niemała...
Powiąteczne popołudnie, pora dnia schyłkowa. Biorę się za książkę, dobrze, że jest o niczym, bo mysli krążą na zupełnie innych orbitach, choinka swieci, koty mruczą, pies ma zamknięte oczy. Kontroluje tylko czy szelest przewracanych kartek jest w miarę równomierny. Kartka - łypnięcie okiem.
A ja, z każdą kolejną stroną otwieram ikonki zdarzeń i znowu błądzę po swiecie złudzeń, który funkcjonuje w naszych głowach. Z zapalczywocią masochisty wbijam sobie widelec coraz głębiej w rękę, obserwując z boku jak wiele jestem w stanie wytrzymać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Węszę pewną nieścisłość...otóż...GDZIE JEST ŚNIEG???
OdpowiedzUsuńmało masz?
OdpowiedzUsuńOsobiście nie śmiem narzekać. Zaczynam się nawet zastanawiać nad sprzedażą tegoż za pośrednictwem allegro czy innego handlowego daru bożego. Tym bardziej, że jak widać na załączonym oto obrazku, są i tacy, którzy cierpią pewien niedostatek w tym temacie ;)
OdpowiedzUsuńJeśli te ziemniaczki ze zdjęcia to te wysypane, to ja bym je zaraz z masełkiem, koperkiem i zsiadłym mleczkiem...
OdpowiedzUsuń