wtorek, 30 listopada 2010
palimy
Proszę państwa, ja żyję. Mało tego, jest coraz lepiej. Zaraza dostała w dupę, jeszcze zwalczam ostatnich uciekinierów, ale są bez szans. Moja wszechmoc ich wykończy, razem ze starą babcią dochtórką, która bez żadnych ceregieli wymacała mnie ostatnio jak szczeniaka. Jeszcze brakowało, coby rzekła ojtam ojtam. Potem opowiedziała o swoich najlepszych przypadkach i wysłała do domu.
A w domu jedynym i najważniejszym zajęciem jest teraz spalanie lasu. Czwartą zimę go palę. Ciekawe ile drzew szumiących wypusciłam krematoryjnie w niebo. Biegam na zmianę w tej krótkiej sztafecie, gdzie jedynym celem jest podniesienie temperatury o kilka stopni.
To niemożliwe, że gdzies na tym swiecie są elektrociepłownie, które zapewniają ludziom suche skarpety na rano. Bez całej tej otoczki zimowego kompleksu palacza (tak, jest ponoć co takiego) zima nie miałaby sensu. Albo to, czy pług przyjedzie. Pług przyjedzie, to pojadę do pracy, nie przyjedzie - nie pojadę. Zima. Proste i czytelne zasady. Twarde zasady. Jeszcze mnie nie pokonała, choć nienawidzę jej wciąż tak samo.
Dzwoni telefon z życzeniami dla Michała, jedna kreska zasięgu, więc nie ruszać póki działa, lekko palcem na głosnik i już słyszę szczebiot cioci, jak to fajnie, że snieg i że na sankach pomykają.
- Taaa - mówi moje dziecko - ja na sankach to drewno wożę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
trzymaj się że ohoohoh! walcz!
OdpowiedzUsuńnie ustawaj w ruchu, bezustannie biegaj:)Mój brat kazał mi kiedyś skakać na przystanku.Do przyjazdu autobusu.
OdpowiedzUsuńKierowniczko, a jak to drzewiej bywało straszno, jak meble palili! lasu tez bardzo szkoda, ale mus to mus, żyć trzeba.
OdpowiedzUsuńZobacz, do czego Twój blog posłużył ;)
OdpowiedzUsuńhttp://kimonek.blogspot.com/2010/11/whoa-d.html
na samym dole
podobno obraz dostanę! masz, Szefowa, oko ;D
Cieszę się z tego obrazu:)
OdpowiedzUsuń