środa, 23 lutego 2011
Siódme poty
Bardzo dobrze. Bardzo dobrze, że istnieją sposoby na rozgrzanie zamarzniętych stóp. Kominek już dawno się zbuntował, powiedział mi ostatnio - idź pani, takie zimne szkity to mają umarli, a pani niby żyje, ale co to kurcze za życie. No ok, coś innego wymyślę; chwyciwszy się ostatniej deski pogalopowałam do Przerzeczyna. Przede mną kilka fok ubierało już swoje szaliki na głowy, jak to mawia moja Mama - uniwersytet geriatryczny (uniwersytet trzeciego wieku)opuszczał hałaśliwie uzdrowisko.
Łapka łapka, kabinka o ta, bardzo proszę, napis na drzwiach "Wilków morskich". Były jeszcze inne, ale dla mnie właśnie ta. Nogi - nie żyją.
A czy sauna? Ależ oczywiście, już otwieram pssssssssssssssssssssssssss.
Pięknie.
Klepsydra w górę, piaseczek leci jakby nie chciał. 10 minut a moje stopy nadal nie dają oznak życia. Rozcieram palce i zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe. Nawet włosy mam gorące, a nogi?
Zbiera się towarzystwo, szkoda, że muszę siedzieć w pozycji embrionalnej, wolałabym - wiadomo, wyciągnąć się na leżance.
15 min. Nie przeginaj, idź do wody. Zanurzam się w tej wielkiej przerzeczyńskiej wannie, natryskuję se tu i ówdzie, ohoho, niby mi fajnie, ale niecierpliwie zerkam na zegarek, dobra!
Znowu się prażę. Niby że pot się powinien w saunie z człowieka wydostawać, hehe, dobry żart. Pot to ja kiedyś u siebie widziałam...ale to dawno było.
Okazuje się, że przy drugim wejściu zaczyna mi coś cieknąć koło ucha, wreszcie rozgrzewają się stopy, pani wyciągnięta obok mnie opowiada o zdrowotnych właściwościach wina wytrawnego i gorzkiej czekolady. Pan z brzuchem wspomina coś o gorących kobietach...No, jakby nie było, ma dwie gorące kobiety koło siebie:)
Pani sprawia miłe wrażenie - wypłasza mnie dopiero w wodzie zapraszając mnie do swego eleganckiego sklepu w centrum Ząbkowic gdzie piękne płaszcze można dostać za jedyne..... i tu właśnie rodzi się wewnętrzny głos sprzeciwu, że wydałabym te pieniądze na inne fanty. Miło się uśmiecham gdy słyszę moją ulubioną formę: "A była u mnie?". Nie, nie była i nie będzie.
Powoli zbieram się do domu.
W parku nieprzerwanym sikiem leci woda mineralna, bez sensu, czemu nie ma kranu? Ciekawe ile litrów dziennie się przelewa i co dalej z tą wodą się dzieje. Nabieram dwie wielkie butle, ładuję tyłek do zamrożonej skorupki jaką jest moje auto i jadę spokojnie do domu, słuchając...no tak tak:) Tiny Turner, kiedy jeszcze śpiewała z małżą swą - Ikiem. Cudny funk wyskakuje mi z głośników, głowa podryguje w zielonej czapie, ale numer, toż to musi być kompletnie passe:)
Na fotografii mobilna sauna którą wozi traktorem po wsi Bobrowka (Syberia)pewien pomysłowy właściciel tartaku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz