I zaczynam wycinać tą kolorową wycinankę. Myśli, słów nigdy nie wypowiedzianych, obrazków, wiórków i skrawków. Zrobię z tego taki ładny ulepczyk, będe nim podrzucać jak Zośką, to tu to tam.
Ale ja nawet nie o tym, może Konik grzyb uprawiał, nie moja sprawa, tylko: kto mi odszkodowanie zapłaci?
Do szóstego roku życia u babki żyłem schowany, i myslisz, że się tam zęby myło? Ja tam szczoteczki nie widziałem, a kubeczek do innych był misji przeznaczony... Tylko ta marchew chrupana, rzodkiew chrupu-chrup, ogórki, czereśnie gruszki, agrest, kalarepa, chrzan nawet potrafiłem, niczym Cykuś w czasie rytualnego przyjęcia w szeregi Matusków, chrupać, a zęby u mnie - jak słonie były, i bieluteńkie jak bieluń, a właściwie: myśli po nim.
A potem czas do szkoły już był, więc mnie zabrały rodzice od babki do miasta, a w mieście... Chłop z miasta mo dupe z ciasta. Pollena, szczotka-pasta-kubek-ciepławoda, fluorowanie w szkole obowiązkowe, i piorun w uzebienie strzelił! I dentyści, i tak dalej, kto mi za zrujnowaną szczękę odszkodowanie zapłaci?
Uwielbiałam fluorowanie w szkole. Strasznie mi smakował ten żółtawy płyn, który pani higienistka komunistycznie rozlewała na szczotki. Co do wypada - nie wypada, pisz, Kuro, swawol do woli:)
Nie wiem dużo, bo na religię nie uczęszczałem. Jakoś tak się zdarzyło, że akurat moi Starzy dawali wtedy świadectwo Jehowie, potajemnie licząc na zbawienie w obliczu końca świata, a także - jak się później od Matki dowiedziałem - był w tym rozpaczliwy Jej plan ukryty, polegający na odwiedzeniu Wilusia od kieliszka, że to niby Jehowa ma na Starym abstynencję wymóc... Nie powiem, nawet wymagał, ale po pierwsze: Świadkowie Jehowy byli najnudniejszą sektą, o czym, jako dziecko, przekonałem się pierwszy i ilekroć nadciągał dzień "zebrania", wymykałem się z domu już koło południa, by wczesną dopiero nocą wrócić, jak już ostatni Świadek wylazł. Po drugie - zapowiadany koniec świata nie nastąpił i dupa zbita. Pies sztuczkę zrobił, a nikt go nawet za uchem nie podrapał, o nie! Następnym razem upierdzieli pana w łydkę i tyle!
Ale przynajkmiej z religią mi się upiekło. U-Piekło.
Znowuż w początkowym okresie świadczenia, kiedy jeszcze wierzyłem Jehowie i ufałem, przyszło mi spędzić czas pewien u Babki mojej i Dziadka, gdzie bohaterski (acz: nie do końca) opór próbom re-konwersji na katolicyzm dałem... Opowiedzieć?
Wiesz co, miałem Ci tu nawariacić, ale jakos tak nie wypada... Stara się robisz, szacunku in blanco godna.
OdpowiedzUsuńWiesz, mój BSP-czniak (Były Serdeczny Przyjaciel, nie? Miałem mnóstwo tego narośla), niejaki Konik Stupolowy uzupełnił "częste mycie" modem "mycie nóg to twój wróg".
OdpowiedzUsuńAle ja nawet nie o tym, może Konik grzyb uprawiał, nie moja sprawa, tylko: kto mi odszkodowanie zapłaci?
Do szóstego roku życia u babki żyłem schowany, i myslisz, że się tam zęby myło? Ja tam szczoteczki nie widziałem, a kubeczek do innych był misji przeznaczony... Tylko ta marchew chrupana, rzodkiew chrupu-chrup, ogórki, czereśnie gruszki, agrest, kalarepa, chrzan nawet potrafiłem, niczym Cykuś w czasie rytualnego przyjęcia w szeregi Matusków, chrupać, a zęby u mnie - jak słonie były, i bieluteńkie jak bieluń, a właściwie: myśli po nim.
A potem czas do szkoły już był, więc mnie zabrały rodzice od babki do miasta, a w mieście... Chłop z miasta mo dupe z ciasta. Pollena, szczotka-pasta-kubek-ciepławoda, fluorowanie w szkole obowiązkowe, i piorun w uzebienie strzelił! I dentyści, i tak dalej, kto mi za zrujnowaną szczękę odszkodowanie zapłaci?
Uwielbiałam fluorowanie w szkole. Strasznie mi smakował ten żółtawy płyn, który pani higienistka komunistycznie rozlewała na szczotki.
OdpowiedzUsuńCo do wypada - nie wypada, pisz, Kuro, swawol do woli:)
Co tam fluor! Mnie tran wlewali na łychę i kazali spijać! I bili! Linijką w łapę!
OdpowiedzUsuńa, to też. Biła mnie zakonnica na religii. Zdzira.
OdpowiedzUsuńAle diabła Ci i tak z dupy nie wybiła, ha!
OdpowiedzUsuńNie wiem dużo, bo na religię nie uczęszczałem. Jakoś tak się zdarzyło, że akurat moi Starzy dawali wtedy świadectwo Jehowie, potajemnie licząc na zbawienie w obliczu końca świata, a także - jak się później od Matki dowiedziałem - był w tym rozpaczliwy Jej plan ukryty, polegający na odwiedzeniu Wilusia od kieliszka, że to niby Jehowa ma na Starym abstynencję wymóc... Nie powiem, nawet wymagał, ale po pierwsze: Świadkowie Jehowy byli najnudniejszą sektą, o czym, jako dziecko, przekonałem się pierwszy i ilekroć nadciągał dzień "zebrania", wymykałem się z domu już koło południa, by wczesną dopiero nocą wrócić, jak już ostatni Świadek wylazł. Po drugie - zapowiadany koniec świata nie nastąpił i dupa zbita. Pies sztuczkę zrobił, a nikt go nawet za uchem nie podrapał, o nie! Następnym razem upierdzieli pana w łydkę i tyle!
Ale przynajkmiej z religią mi się upiekło. U-Piekło.
Znowuż w początkowym okresie świadczenia, kiedy jeszcze wierzyłem Jehowie i ufałem, przyszło mi spędzić czas pewien u Babki mojej i Dziadka, gdzie bohaterski (acz: nie do końca) opór próbom re-konwersji na katolicyzm dałem... Opowiedzieć?
Jak najbardziej:) Tylko poczkaj poczkaj, kawkę sobie zaparzę i siedne na zydelku:)
OdpowiedzUsuńPrzypomnij mi to później, bo teraz i tak dalej.
OdpowiedzUsuń